Moja kotka Zuza ma od 2 miesiecy dokladnie takie same objawy - bardzo niskie leukocyty, bardzo dobry apetyt i duzo siusia. Ja nie wiem co robic. tak samo latam na badania, kłuja ją, badaja krew i nie wiedza co to jest Tak jak u Chudyni - wyniki są ak niespójne - że lekarze zachodza w głowę. Ona tez sie tylko poklada, a była bardzo wesołym kotem, tak jak u Ciebie ożywia sie tylko na jedzenie.
Podsumuję tutaj, co myślę o mojej sytacji. Mogę się mylić, ale to jedyna jako-tako spójna wewnętrznie interpretacja tego, co się działo.
Chudynia lubi towarzystwo, zarówno ludzkie, jak i kocie. Jest dla niej ważne i jest jej potrzebne. Było to wyraźnie widoczne, kiedy przyszła "na trzeciego" i próbowała zaprzyjaźnić się z kotami osiadłymi, choć była konsekwentnie odrzucana. Ostatecznie przyjęła narzucony dystans, niemniej kocie towarzystwo cały czas miało dla niej znaczenie.
Na przełomie roku ubiegłego i obecnego pozostałe dwa koty kolejno odeszły i Chudynia została sama. To musiało się na niej odbić. Ja też to ciężko przeszedłem. Przyszła obawa, że i Chudynia mnie opuści. Przyłapałem się np. na tym, że ile razy wydała jakiś nietypowy dźwięk, leciałem sprawdzić, co się dzieje.
Drugą przyczyną było jakieś choróbsko, samo w sobie niegroźne, ale niezauważone, więc i nieleczone przez pewien czas. Kiedy pierwszy raz poszliśmy do lecznicy, miała chore gardło, dostała antybiotyk raz i drugi. Upalna pogoda pogłębiła widoczne objawy, tak że przestałem się zastanawiać, czy sobie jakiejś kociej choroby nie wmawiam i zabrałem ją do weterynarza.
Mieliśmy więc zbieg w czasie trzech przyczyn: smutny żywot kota pozbawionego wrażeń i towarzystwa, do jakiego przywykł, osłabienie z powodu choroby i upalna pogoda, która odbiera kotom chęć do ruchu. Na to jeszcze nałożyły się moje obawy o kota i nerwowe działania.
Potem poszło jak lawina: dzień w dzień badania, jazdy po mieście, pobieranie krwi, kot w stresie, ja też żyłem w napięciu, bo nie było wiadomo, co się dzieje, kociula to moje napięcie odbierała i tak się to wzajem napędzało.
Muszę oddać sprawiedliwość naszemu lekarzowi zwierzęcemu, że znacznie wcześniej ode mnie zaczął myśleć w tym kierunku. Długo nie chciałem mu uwierzyć, że Chudynia po prostu tęskni za kotami, których już nie ma. W
pewnym momencie zadecydował, że nie robimy dalszych badań, niech kociula odpocznie od tego wszystkiego. Nie było łatwo patrzeć na kota zwisającego zwiędłym kalafiorem, nie wiedząc nawet, czy idzie ku lepszemu, czy przeciwnie, ale zdecydowałem się. Zasada jest prosta: albo słuchamy lekarza albo idziemy do innego.
Minęło trochę czasu i Chudynia pozostawiona w domowych warunkach odżyła.
Ukłony dla p. Molendy, który od lat leczy moje koty i jeszcze mnie nie zawiódł.
Czy to rozwiąże Twój problem, nie wiem. Sama musisz się nad tym zastanowić. Ja cały czas miałem wątpliwości co do swojej oceny sytuacji. Widocznie za małe...
Z innej beczki: czy na forum zagląda jeszcze właścielka strony cats.alpha.pl ?