
To ostatnie zdjęcie zrobiłam dziś wczesnym popołudniem.
Miało się udać. Miało być dobrze.
Zaklinałam go obietnicą pozostania ze mną. I przez chwilę wydawało mi się, że to działa.
Kryzys przyszedł wieczorem. Przyspieszony oddech. Płakał kiedy tylko przestawałam głaskać, kiedy zdejmowałam z kolan, by pójść po płyny, zadzwonić do Doc. Trzymałam więc na rękach, nie przestawałam głaskać. I tak siedzieliśmy...
Inaczej chciałam zamykać ten wątek. Zupełnie inaczej....