Ja wiem, że to głupio brzmi, jak po raz kolejny przepraszam za brak relacji, ale obsługa kici zajmuje mi zdumiewająco dużo czasu. No i nie bardzo się mogę już migać od obowiązków w robocie i w domu...
Ale do rzeczy: za tym kotem to naprawdę nie sposób nadążyć, co z jednym lepiej, to drugie się pogarsza. Od przedwczorajszego kryzysu oddycha całkiem nieźle, natomiast straciła apetyt. Przed chwilą zjadła odrobinę puszki, ale to był pierwszy posiłek od wczorajszego wieczora. No i dziś w drodze do weta dostała paskudnej biegunki
Na szczęście zaczęła pić. Wodą nadal gardzi, za to hitem okazało się mleko Klara, które kiedyś dostałam od Pipsi. Odłożyłam je sobie na później, potem o nim zapomniałam, a teraz znalazło się jak ulał
(mój dług wobec Pipsi rośnie w kosmicznym tempie)
Ten kot jest nieprzewidywalny również pod względem zachowań. Wczoraj u weta podczas kroplówki zrobiła nam jatkę, znienacka zaczęła się rzucać i gryźć. Dzisiaj też zaczęła wywijać, na szczęście już pod koniec podawania, więc można ją było puścić. Natomiast znakomicie znosi wszelkie zabiegi higieniczne, bez problemu daje sobie myć zafajdany zadek i ogon, udało mi się dziś obciąć jej pazurki u 3 łap, a czyszczenie uszu odebrała wręcz jako pieszczoty. Dziwne zwierzę.
Aha, no i niestety zwierzę straciło zainteresowanie kuwetą, sika w transporterze
Dziewczyny, dzięki za podpowiedź z wodą morską, jeśli pojawi się potrzeba, to na pewno spróbuję. Póki co (aż boję się przechwalić), z nosem jakby lepiej - oczywiście dalej wykichuje tony ropy, czasem zabarwionej krwią, ale już tej skorupy wokół noska nie widać, tak więc na razie odpuściłam jej nawet Sulfarinol.