Zowisia pisze:Co tam slychac u smarkaczek ??

zo
PS nowe kotofotki na str 22-23 w watku Smoczka, zapraszam
Zosia, ganiają jak oparzone
Wróciłam przed chwilą z nocnego poszukiwania kota a wcześniej .... No, może zacznę od tego wcześniej.
Od rana ruch w kocim interesie.
O 7 rano Justyna już polowała na Wenecji na kocury, niestety bezskutecznie. Potem zadzwoniła Basia od Mruczka, że kociuchowi coś sie sączy z operowanej łapki i wybiera się po południu do Krakvetu. Potem Beata odstawiła Mufasę na ciachnięcie i chłopak zrobił brzydki numer co Beata przypłaciłaby zawałem na miejscu a ja po drugiej stronie telefonu Mianowicie dostał podczas zabiegu skurczu oskrzeli czy czegoś takiego i usiłował zejść ale na szczęście mu się odwidziało. Siedzi z Nalą w Chironie, bo Beatka musiała wyjechać. Ciachnięto jeszcze jedną kotkę. Potem mój TŻ pojechał z Tolą do weta do kontroli, na szczęście jest co raz lepiej, dostał zapas zastrzyków i mamy być w poniedziałek z nią i z Lusią do kontroli. Potem przyszła Justyna po wzięte przez niego krople dla maluszków, które są na Wenecji, bo maja początek kociego kataru. W międzyczasie uzgadniałyśmy z Karusiap i Sylwinka łapankę maluchów na Rajskiej i wieczorem dziewczynom udało się łapnąć jednego maluszka, czarnego jak smoła. Nie zdążyłam już odstawić go do hoteliku więc pognałam do pobliskiego weta, żeby go oglądnął, osłuchał i odrobaczył. Kociuch ma ok 6 tygodni, jest spokojnym kocurkiem, dostał na imię Antoś i przywlekłam go do domu i próbowałam odseparować od pozostałych upychając kolanem jego kontenerek w "pokoju" najstarszej córki. Na szczęście udało mi się uzyskać telefon do osoby, która deklarowała możliwość pomocy maluszkom i już po 21-ej Antoś znalazł się w uroczym domu tymczasowym u p. Basi gdzie ma za koleżankę 1-miesięczną kociczkę i dorosłą koteczkę bez oczka.
Zadzwoniła Basia, że Mruczek został na noc w krakvecie, bo dr Orzeł ma dyżur i chyba będzie operował Mruczka, bo prawdopodobnie poluzowała mu się śruba i stąd te problemy
W między czasie Sylwinka opowiedziała mi o chorym kocie leżącym któryś dzień na trawniku w pobliżu Wyższej Szkoły Krakowskiej a u nas oczywiście zaczęło lać więc ta wiadomość gryzła mnie w wątrobę Uzbrojeni w latarkę oblecieliśmy z TŻ w deszczu równiutkie trawniczki przy szkole i nadwiślańskie krzaki, ani śladu kota. Mam nadzieję, że jednak ktoś się nim zajął. Zadzwonię jutro do schronu zapytać czy mieli stamtąd zgłoszenie.
Wszyscy pomagający świetnie się spisują i bardzo angażują w to co robią. Gorące podziękowania!!!
A to śliczny Antoś-przytulanka
