Przepraszam wszystkich czekających
Po prostu nie wyrabiam na zakrętach. Wiedziałam, że nadejdzie ten czas i w końcu niestety nadszedł

a tyle powinnam tu napisać. Chociażby po to, żebym później mogła sobie to wszystko sama przypomnieć, za nim wyciągnę ręce po trzeciego futrzaka
Ciii, żeby Największy nie usłyszał
Miałam potężną chwilę zwątpienia. Rozważałam zakup Feliwaya. Jeszcze nie kupiłam. Za to kupiłam literaturę pt. "Koci detektyw" i im więcej miałam przeczytane tym bardziej dochodziłam do wniosku, że biorąc Mru unieszczęśliwiłam Zuzę raz na zawsze

I właśnie wczoraj siedziałam tak sobie wieczorkiem i czytałam. Siedziałam na jednym końcu wielgaśnego wypoczynku, na drugim końcu drzemał Największy, a Mru asertywnie rozciągnął się gdzieś w połowie. I wtedy stało się: Zu się przełamała. Tzn. zeszła ze swojej parapetowej fortecy i ułożyła się koło moich nóg. Mru oczywiście od razu zmienił swoje położenie na: 50 cm od Zu. Powinno rozlec się SSSYYY i WRRR, i kosi łapki, i Zu powinna wrócić w te pędy na parapet. I... nic takiego się nie stało.

Mru ułożył się koło Zu i spały tak razem, co najmniej pół godziny

Może spały by tak nawet dłużej, ale jak można spokojnie spać w błyskach flesza
Czasu na pisanie mocno mi brakuje ale aparat w najważniejszych chwilach działa sprawnie i mam nadzieję, że niedługo uda mi się zmontować mini foto reportażyk z naszego dokocenia.
Niestety są chwile, które trudno uchwycić np: wczorajsze odkrycie Mru. Najszybszy fotoreporter nie dał by rady... Otóż dopiero wczoraj Mru odkrył naszego domowego prawdziwego potfora. Potfór był ostatnio trzymany z daleka od drzwi balkonowych, bo robił tam prawdziwą demolkę. A wczoraj pojawił się z nienacka. Takiej reakcji i akcji ze strony Mru jeszcze nie widzieliśmy. Gdyby mieć samochód z takim "zrywem" jak wczoraj wyrwał Mru, to ... ale żaden wyścigowy obrotomierz nie ma takiej skali...

W ciągu setnych sekundy Mru znalazł się za wypoczynkiem i nie wystawił nosa przez całe strasznie długie: 3 minuty... Dodam, że Mru do tej pory nie pozostał w ukryciu dłużej niż 3 sekundy

Dodatkowo na "wejściu" na miejsce ratunku, przytrafiło się popuścić parę nieładnie pachnących kropelek

a tak ciężko jest zakopać takie kropelki w podłodze ze śliskich paneli
Tak straszny jest nasz potfór (!) potocznie zwany Szarkiem

Zu odkryła go dużo wcześniej (foto na str 4) i sprawę załatwiła po królewsku - odchodząc dostojnym krokiem na miejsce królewskiego wypoczynku
Zu niestety nadal łysieje i mocno się wylizuje, aczkolwiek nie do gołej skóry. Przypomnę, że krew i USG niedawno robiliśmy i było OK. Nie wiem czy to przeprowadzka i kilka wizyt u weta nie wywołało u niej takiej reakcji, więc za nim znowu zaczniemy męczyć kotkę wetami, jeszcze się wstrzymam.
Cioteczki, proszę o cierpliwość, bo naprawdę ciężko mi ostatnio ale pomimo wszystko jest super, że mamy Zu i Mru
