Hmm Pan każe, sługa musi!
Blusik to kocurek (no może niezupełnie kocurek! To taki wtręt dla Kastratorek Sisters), który nie je, żeby żyć, ale żyje, żeby jeść
Ok Aramis mu kota pogoni, z Fioną różnie bywa, ale
KAŻDA micha jest jego. Nigdy nie miał żadnych wątpliwości, że jako kot najdłużej zasiedziały ma specjalne prawa. Co do Dużej wątpliwości żadnych nie miał - normalna to ona do końca nie jest, ale jakieś resztki rozumu posiada i nagle blusikowy świat się kompletnie zawalił! Najpierw pojawił się duet AA (jakoś taki mało problematyczny), a po dniach 4 (słownie czterech) przyjechało stado black & white. Ok zamknięte w pokoju, więc można wytrzymać. To, ze Duża, która już rezydentów wyszkoliła, że wszystko wytrzyma oprócz pobudek zrywa się na porannodarciomordek (czy jak to tam nazwać można), to pierwszy szok dla przyzwoitego kota, ale, że lata po mieszkaniu jak dzika z włosem rozwianym i obłedem w oczach łapiąc takie małe tałatajstwo, to lekki szok! Drugi szok - że siedzi przy garach i tym intruzom żarełko szykuje, a nie zagłodzonemu kiziorkowi (tylko 3 kg nadwagi). Szok trzeci - Duża niby dorosła, a na czworakach wsuwa talerz z żarełkiem do obórki jednocześnie lewą lub prawą nogą uniemożliwia wejście kotu zasiedziałemu. Niestety ciężkie jest życie kota zasiedziałego u normalnej inaczej dużej . Nadszedł dzień tragiczny duża wypuściła kocie utrapienie na pokoje. Skończył się czas spokoju! Krówki rozpełzły się wszędzie! Do tego kierując się błednym z założenia przekonaniem, że jak coś ma dużo futra, jest ciepłe i mruczące to może mama śmiały się próbować przytulać do kota zasiedziałego. Kot zasiedziały jako osobnik mało agresywny zaczął ćwiczyć mięśnie łap przednich odsuwając na bezpieczną odległość tałatajstwo. Niestety tałatajstwa sztuk 4 (słownie cztery) czasami przypuszczało atak zmasowany na kota zasiedziałego i wtedy kotu zasiedziałemu łap brakować zaczynało, a do tego ciągły stres, żeby odsunąć, a jednocześnie nie uszkodzić, gdy chęć aż bierze żeby solidniej pacnąć i tę koto-myszę przez pół pokoju przetoczyć. Kot zasiedziały toczył bitwy zwycięskie, ale wojnę przegrał! Niestety koty sypiać czasami "musieją", a kto zasiedziały oprócz jedzenia spanie lubił najbardziej! Zdarzyło się wię dnia któregoś (dnia czarnego w odcieniu sadzy dla kota zasiedziałego), że kot usnął spokojnie po zwycięskiej bitwie (oczywiście w poprzek łóżka Dużej), ale niestety przebudzenie było koszmarem. W ogon wtulona spała Hyzia vel Helga, w brzusio (a brzusio miał obfite) Helmut, na prawej łapie wdzięcznie mordeczkę oparł Hopel vel Hans, a smrodek najmniejszy Happy vel Heini śmiał ułożyć się mordka w mordkę. Tego już totalnie spokojnemu kotu zasiedziałemu było za dużo!!!!!!!!! Smarkacze bezczelne! Skunksy! No to ja Wam teraz pokażę!!!!!!! No i pokazał!
Leżał jak ścierka , bez krztyny ambicji, aż się tałatajstwo obudziło, a wtedy podwinął ogon po siebie i zwiał na pralkę. Tam jeszcze tałatajstwo nie wchodzi (jeszcze!!!!)
Ciąg dalszy opowieści o tragedii kota zasiedziałego nastąpi (albo i nie)