Piątek. Nie chce mi sie obiadu gotowac, wiec zanim przychodzi Tz, zamawiam z knajpy chinsczyznę. Przywożą w takich styropianowych pojemniczkach. Tz dzwoni,że sie spóźni- wkładam pojemniczki do piekarnika na najmniejsze grzanie <ikonka głupek>
Inka leży sobie pod fotelem. Ja sie kłade na kanapę i oglądam tv.
No piątek- mówie przeciez
Inka nagle siada i wpatruje sie w COŚ w kuchni.
Pewnie robaczek - myśle sobie. Leżę. <ikonka głupek>
INKA wstaje i idzie usiąść przed piekarnik.
Leżę <wiecie co>
Inka zaczyna dreptac przed piekarnikiem i wybałuszac oczy.
Wstaje, sprawdzam. W piekarniku jest do połowy rozpuszczone pudełko styropianowe i trzaskajace wesoło chrupki z krewetek....
I tak moja Inka została strażakiem
