Historia kotow z "Arki Noego" (czytaj-"smietnika kolekcjonera") powrocila (na szczescie). Przez kilka dni porobwalam zasiegnac rady adwokatow, i szukalam realnej pomocy wsrod wszelakiego rodzaju ugrupowan (od Policji dla zwierzat do partii politycznej). Poniewaz uwielbiam wydzwanianie i wyklocanie sie o rozne wazne dla mnie sprawy, te pare dni to byly swoistego rodzaju duchowe wakacje czarnegokaptruka (brzmi jak ironia, ale uwierzcie mi-wyklocanie sie to moje hobby np. taka historia z producentem chipsow...ups wielki OT

).
W koncu WCZORAJ otrzymalam telefon od adwokatki z tutejszego Tozu, iz podesla mi wolontariusza, ktory podejdzie do "Noego" i postara sie jakos z nim porozmawiac na temat koniecznosci kastracji i/lub leczenia kotow. Nie oszukujmy sie, jakos ten caly plan mi nie gral, no ale zawsze to cos, prawda? Szczegolnie ze wydarzenie na fejsie lata, trzeba zaczac szukac sponsorow, a nie wyglada na to zebysmy w jakikolwiek sposob sie ruszyli.
Woluntariusz przybyl do mojego domu. (myslalam ze to bedzie jaki barczysty mlodzieniec, pojawil sie starszy pan, bardzo mily no i ma dobrze poukladane w glowie).
Pochwalil nasze zabezpieczenia na okna, koty wymizial (Miu nasyczala na niego i sie obrazila...), psy wyglaskal i poszlismy zalatwiac sprawe.
Na miejscu okazalo sie ze dotad otwarte drzwi na ogrod sa zamkniete, wiec zby wejsc i zobaczyc koty, nie jest to mozliwe (wklejam zdjecie z google maps :

)
wiec ruszylismy na obchod dzielnicy coby sie dowiedziec o co chodzi. Na nasze pytanie o Noego ludzie nabrali wody w usta. Jakies starsze kobitki, taki monitoring osiedlowy BARDZO POMOCNY! powiedzialy ze Noego zabrali do "domu starcow", lub jak to pieknie sie nazywa tutaj : "do rezydencji". To jest takie miejsce, w ktorym przebywa sie dobrowolnie, i oczywiscie mozna z niego wychodzic kiedy sie chce. Poniewaz jednak Noe byl widziany rano (zabrali go wieczorem poprzedniego dnia), poprostu przyszedl do "swojego domu", pokrecil sie, (
MAM NADZIEJE ZE) nakarmil koty, zamkal drzwi i wrocil do rezydencji.
Wypytalismy panie baaardzo dokladnie o sytuacje Noego, i o to czego sie dowiedzielismy: Sudanczyk (uchodziec, twierdzi ze w jego kraju czeka go kara smierci za cos), wiek okolo 65-70 lat (tu byla rozbierznosc), od okolo 20 lat mieszka w tej dzielnicy, bezdomny z wyboru. Ruina w ktorej mieszka jest wlasnoscia jakiegos malzenstwa, ktore przeprowadzjac sie do innego miasta zostawili mu klucze (nie wiemy jak wyglada sprawa prawna). Noe ponad wszystko ceni sobie wolnosc (nie wiem jakim cudem przekonali go do rezydencji), no i kocha (na swoj sposob) "SWOJE" koty.
Jest czlowiekiem bardzo schorowanym, prawie nie moze sie poruszac, przez miesiac przebywal w spiaczce, wszelkie choroby zdrowotne tego wieku i inne ma, do tego dochodza choroby umyslowe, przez co porozumiewanie sie z nim jest bardzo ciezkie.
Przywiazany do zwierzat bardzo, ale jest to toksyczna milosc, gdyz zwierzeta bedace pod jego opieka po prostu...odchodza. I nie mowie tu juz o kociakach, ktore moga przecisnac sie przez jaks szpare i zginac na ulicy (co jest czeste-wedlug slow sasiadek), ale sam fakt spozywania ludzkiego jedzenia, czy jakis resztek, brak lekarstw i te nieszczesne (nie) kastracje, eliminuja "w sposob naturalny" czyli chyba bardzo odpowiadajacy Noemu, kocie istenienia.
W trakcie wywiadu, "napadli" na nas kumple Noego (chlopaki 25 lat), ze Noe to ich przyjaciel, ze koty to jego rodzina i ONI nie dadza skrzywdzic Noego (a koty maja sie dobrze-wedlug nich oczywiscie). Starsi ludzie, ktorzy przysluchiwali sie naszej rozmowie, przejawiali wielkie zrozumienie dl anaszej akcji. Nie chca zeby koty zniknely z dzielnicy, chca zeby ktos sie nimi zajal, i doprowadzil stadu do uzytku. Zas "mlodziez" jak sredniwieczni mieszczanie: kot to kot, Noe to Noe i ON SIE NIMI ZAJMUJE BO TO JEGO KOTY.
W koncu dowiedzielismy sie w ktorej rezydencji przebywa "opiekun" i musielismy sie ewakuowac, gdyz towarzystwo wzmocnione w bzre, zaczelo coraz bardziej byc natarczywe.
Dzis zadzwonila do mnie adwokatka-bedzie rozmawiac z Noe, starac sie go przekonac, ZE CHCEMY TYLKO WYCIACHAC, podleczyc, dac dobra karme, NIE zabierac kotow z miejsca (to naprawde bezpieczne miejsce-jak na te warunki), zapanowac nad tym calym rozgardiaszem. (w miedzy czasie uslyszelismy ze budynki gdzie mieszka Noe beda wyburzane, co wtedy z kotami?)
No nic, siedze i czekam na sygnal.
Ale widze to bardzo slabo...