Maleństwo, wyciągnięta za ogonek, zawrócona z odchłani... teraz już chyba na prostej ale słaba i schudła strasznie, w trakcie leczenia.
Piątek, 6 rano, kici zjadła śniadanie, a od 7 wymioty, jedne za drugimi, co 20-3 minut i temperatura - do lekarza, dostała leki i przeciwwymiotną cerenię - kompletnie nie działała, ani po godzinie ani po 4 godzinach i 6 też, wymioty nie ustały, ślinienie się, przełykanie, mdłości. Po 3 kolejnych godzinach znowu do lecznicy, prześwietlenie i antybiotyk, po kolejnej godzinie prześwietlenie z kontrastem. Jelita zgazowane, brak oznak ciała obcego, coś się kluje ale co? Dziwne to wszystko, tak nagłe i strasznie silne. Najprawdopodobniej mała zjada jakiegoś robala w nocy, to wywołało taki wstrząs i tak silną reakcję, kocio odchodził na rękach.
Teraz już lepiej, już nie ma wymiotów, zaczynam wracać do życia, interesować się światem.
Teraz już pod troskliwą opieką kotek
