Cieszę się, że ktoś czeka na wieści o kociakach.
Dopiero wróciłam do domu i już śpieszę o wszystkim opowiedzieć.
NIE, NIE ZŁAPAŁAM siostry Gucia. Tak, to prawda.
Jak tylko tam przyjechałam zobaczyłam, że nikogo nie ma.
Nie było maluchów, nie było rodzeństwa Gucia, nie było obu mamuś.
Pomyślałam, że czeka mnie długie czekanie, pogoda nie sprzyjała, chociaż nie padało,
było zimno i zachmurzenie na maxa.
Wyłożyłam jedzonko, a właściwie dołożyłam, bo stały dwie tacki z jedzeniem.
Raptem słyszę jakieś płaksiwe miauki, a raczej piski i kogóż moje oczy widzą ?
ż nory wybiega czarnulka i podbiega do mnie. Nie pozostało mi nic innego,
jak wziąć ją na ręce i włożyć do kontenerka. Tak więc nie złapałam małej, tylko ona chciała aby ją zabrać.
Wyglądała bardzo źle. Jest mniejsza od swego brata i drobniejsza, ma sporą niedowagę.
Cała mordka i cały przód, łącznie z przednimi łapkami pokryty skorupą z ropy i smarków.
Na odgłos jej miauków przybiegła czujna mamusia, ale była zupełnie spokojna i nie zamierzała atakować.
Widocznie wyczuła, że córeczka chce pójść ze mną.
Wracając z małą, spotkałam karmicielką i bardzo niepokoi mnie to, że ona również już od dwóch dni nie widziała małych.
Obiecała mnie zawiadomić jak się czegoś dowie.
Później wysiedziałam się z małą w lecznicy, ludzi masa, prawdziwa masakra, same szpitalne przypadki.
Dałam siostrze Gucia na imię Maja, bo jakże inaczej ?
Maja dostała zastrzyki, miała zmierzoną temperaturę, krople na pchełki, których było bardzo dużo
i to wszystko przyjmowała bardzo spokojnie. Mycie i zakraplanie zaognionych i zaropiałych oczek ? Spoko.
Ma zapalenie krtani i zapalenie tchawicy, na języczku olbrzymie nadżerki. To herpes.
Gucio przywitał mnie bardzo dobrze. Leżał na takim miękkim posłanku, wstał przeciągnął się
i nadstawił dupkę do głaskania. Maja usiadła obok niego, zadowolona i uśmiechnięta.
