Falka pisze:Hakita - współczuję
A podjęliście próbę chemioterapii?
Był taki moment, że bardzo chciałam, ale Zulusek dopiero, co odzyskał siły i odrobinę przytył po ciężkiej operacji... Ledwo ją przeżył, bo dawano mu 10-15% szans...
Kiedy byliśmy na rozmowie z lekarką zajmującą się chemią, to odradzała.
Po pierwsze dlatego, że Zulek musiał nabrać jeszcze więcej sił.
Po drugie, uważała, że jego charakter raczej nie pozwoliłby na podawanie chemii.
A po trzecie ogółem odradzała chemię, bo ponoć jest bardzo ciężka dla kotów i one wyjątkowo źle to znoszą.
Przyznam, że byłam ogłupiona całkowicie, bo od samego początku wszyscy spisali nas na stracenie (konsultowałam przypadek Zuluska przynajmniej z 10 lekarzami), a i tak dzięki naszej ciężkiej walce Zulusek zamiast tygodnia, o którym mówił lekarz, przeżył jeszcze ponad 2 miesiące...
Przyznam, że po Twoim wątku, po artykułach, które zamieściłaś jestem bogatsza o ogromną wiedzę i bardzo żałuję, że tej wiedzy nie miałam w zeszłym roku, choć nocami szukałam w internecie jakichkolwiek informacji. Uświadomiło mi to wszystko też, że lekarze nie mają żadnego, absolutnie żadnego pojęcia o nowotworach, poza wyjątkiem specjalisty, jakim jest dr Jagielski i może jeszcze jakimiś wyjątkami... Jeśli któregokolwiek z nas dopadnie takie nieszczęście, to tak naprawdę w większości musimy sami być lekarzami dokształcając się w tym temacie nieustająco.
Do dziś nie mogę się pogodzić z odejściem mojego ukochanego Zuluska, walczyliśmy łącznie pół roku. Był za młody by odejść, miał niecałe 7 lat...
Przepraszam za ten długi wpis, chciałam tylko Falko odrobinę przybliżyć naszą sytuację.
Trzymam mocno i nieustająco kciuki za cudownego Rusłanka
Ciesz się każdą chwilą i każdym pozytywnym objawem.
Jestem niesamowicie zaskoczona, ale i szczęśliwa, że Rusłanek tak dzielnie i ogółem bezproblemowo radzi sobie i znosi całe leczenie.
To naprawdę niebywałe...
Życzę Wam wszystkiego najlepszego i będę cały czas myślami z Wami
