Matko, co ja wczoraj przeszlam...
Wyobrazcie sobie, 12 w nocy, ja z perspektywa dzisiejszej pracy na 8 skonczylam ogladac film (bardzo fajny zreszta, kreskowke

)i udalam sie z zamiarem dokonania pewnych niezbednych czynnosci toaletowych do lazienki, podchodze, patrze, serce mi w piersi stanelo, drzwi otwarte
Z taka slaba nadzieja, sprawdzilam jeszcze czy kocio przypadkiem nie zostal w tej lazience, ale nie, nie ma
W panice przeszukalam dom, malo sie nie poplakalam ze zlosci, przeciez jak ja znajde takiego malego kota, on juz dawno w najciemniejszym kacie siedzi, nawet jak go znajde, to jak mi sie uda go stamtad wygarnac.... Poza tym, jak on zwial, chyba sobie sam, lobuz jeden drzwi otworzyl, bo ja na pewno domknelam...
Juz mialam taka wizje posiadania kota-ducha, ktory sie nigdy nie pokazuje, ktorego obecnosc mozna rozpoznac tylko po kupach w kuwecie, albo gdzie indziej
Poza tym rozniesie mi zaraze po domu, jak ja mu bede leki podawac, jeszcze przynajmniej szesc dawek przed nami!
Juz sie mialam poddac, odlozyc poszukiwania do dzisiaj, bo sie pozno zrobilo, ale jakis taki mialam przeblysk inteligencji i wczucia sie w uczucia kota

i postanowilam powolutenku sprawdzic raz jeszcze pod rozlozona wersalka, byl tam oczywiscie, siedzial zalekniony i udawal, ze go nie ma...
Troche sie nauzeralam, bo o dotknieciu nie bylo nawet mowy, wiec co ja z jednej strony, to kot w panice na druga ucieka, zamknelam drzwi, wzielam transporterek, kota spod stolu przegonilam za pomoca poziomicy pod szafe, tam podstawilam z jednej transporterek, z drugiej popychalam i jakos sie udalo, kot w klateczce...

Kamien z serca...
Teraz sie troche boje wrocic do domu, bo jak ten lobuz znow sie uwolnil, to ja nie mam sily dzis na ganianki
Rzecz dziwna, podczas calego polowania potwory mi oczywiscie towarzyszyly, ale ani razu zaden nie zasyczal, ani sie nie zjezyl, koty wszystkie sie juz toleruja wzajemnie, teraz jeszcze ja czekam na dostapienie tej laski
Z innej beczki; kotek czuje sie coraz lepiej, ma coraz ladniejsze futerko, juz nawet lapki domyl, tylko nadal lzawi mu jedno oko, mam nadzieje, ze to sie wycofa, bo podawania kropelek bez zadawania bardzo powaznego gwaltu sobie nie wyobrazam, zreszta i tak nie dalabym sobie rady, poza tym wtedy nigdy nie przestalby sie bac
