mgska pisze:aha, do domu w tygodniu poszedł też Parys i Nel (zdjęcie gdzies było na wątku)
Domek po Morelkę specjalnie przyjechał. Zostawiłam namiary i pani ma się odezwać.
Witam,
Piszę tutaj ponieważ został mi polecony ten wątek przez Martę Gonerską

To ja jestem teraz właścicielką Nel adoptowanej 14.11.2012

Kicia jest przepiękna, lecz niestety strasznie zestresowana i mamy troszkę z nią problemów. Chciałabym opisać całą sytuację, może ktoś pamięta Nel ze schroniska i mógłby mi doradzić jak dalej z nią postępować.
Jak przyszła z nami do domu to było super...spała z nami w łóżku od pierwszej nocy, dawała się głaskać, chętnie jadła i korzystała z kuwety (zdarzyło jej się raz załatwić w przedpokoju, ale to był pojedynczy incydent). Wszystko zaczęło się psuć jak poszliśmy pierwszy raz do weterynarza...okazało się, że ma świerzbowca w uszach i to poważnego...Pani weterynarz wyczyściła jej uszka i dała nam lek do wkraplania kotce codziennie...obcinane też miała pazury (bo haczyła się do wykładziny jak chodziła) - obcinanie to była jakaś masakra...walka o śmierć i życie...przy tej walce kotka uszkodziła sobie trochę oczko (wyszła jej 3 powieka) ale po kilku dniach oko wróciło do normy. Dostała także Fiprex na kark na odpchlenie. My za to musieliśmy jakoś znaleźć sposób na zakraplanie jej leku do uszu...jakoś w końcu się wyrobiliśmy i udawało nam się to robić. Roma (bo teraz tak się nazywa

) trochę się przyzwyczaiła, nawet wchodziła na mnie, ugniatała mrucząc i potem zasypiała...W ten poniedziałek poszliśmy z nią na kontrolę tych uszu...Pani weterynarz stwierdziła, że już na tyle długo bierze te leki i na tyle dobrze wyglądają te uszy, że teraz mamy jej czyścić tylko uszka bez zakraplania leku, co 2 dni. Wróciliśmy zadowoleni do domu, że może niedługo będzie już całkowicie zdrowa i wszystko wróci do normy...
Niestety wtedy problemy się dopiero zaczęły...
Wieczorem zauważyliśmy u niej, że przy szyi ma wylizany placek bez skóry...rano jeszcze go nie miała...no i oczywiście dalej uparcie chciała się tam lizać...trochę się przeraziliśmy, że w końcu zrobi sobie krzywdę...Od początku pobytu u nas tak dziwnie się lizała w tym miejscu...ale ponieważ jesteśmy świeżymi kociarzami myśleliśmy, że zwyczajnie się myje...
We wtorek poszliśmy z nią znów do weterynarza...dostała zastrzyk na odczulenie...Pani weterynarz uważa, że to raczej z nerwów...żebyśmy kupili jej żel Kalm Aid i może Feliway do kontaktu...ale ja już sama nie jestem pewna czy to może nie np. alergia...
Roma dostaje takie karmy
suche: RC Sterilised, RC Indoor, Purina Indoor
mokre: Purina Felix, Gourmet, Animonda
surowe: serca kurczaka, mięso z kurczaka - wcześniej zamrożone przez conajmniej tydzień(ale bardzo rzadko może w sumie z 3 razy jadła coś takiego)
Dostaje też witaminy Felvital+lecytyna (ale dostała ich mało, może w sumie z 3 dni brała bo potem pojawił się ten problem z wylizywaniem i przestałam jej to podawać)
U nas w domu nie ma dzieci, nie ma innych zwierząt, my jesteśmy spokojni, mało gości (chociaż akurat gości się nie boi i zawsze przychodzi na powitanie), jesteśmy właściwie cały czas w domu (przynajmniej ja). Bawię się z nią, nie wymuszam pieszczot, nie krzyczę, oczywiście nie biję...chodzi sobie gdzie chce (w obrębie mieszkania)...nawet kupiłam jej trawkę żeby miała co podgryzać...kuweta kryta czyszczona parę razy dziennie...w ustronnym miejscu...
Pchły raczej odpadają bo dostała już lek na odpchlenie...grzybica chyba też skoro byliśmy z nią już u weterynarza z tym "lysym plackiem" i nic nie mówiła o grzybicy...podejrzewam, że to albo rzeczywiście stres (pobyt w schronisku, przeprowadzka, zabiegi z uszami) albo co gorsza alergia pokarmowa...
Chciałabym zapytać o radę...czy ktoś może miał z Was w schronisku styczność z Romą (Nel) i wie np. co jadła w schronisku? Bo może byśmy przerzucili się na tą schroniskową karmę na jakiś czas żeby zobaczyć czy to może jest jednak alergia pokarmowa...Bardzo bym prosiła o jakiekolwiek wskazówki jak postępować z nią dalej...wiem, że przystosowanie do nowego domu może trochę trwać, ale chciałabym żeby ona jak najmniej się stresowała...i żeby była zdrowa...Może też ktoś pamięta co się z nią działo wcześniej? Podobno jest po zmarłym właścicielu, po kobiecie czy po mężczyźnie? Czy była dobrze traktowana w swoim pierwszym domu? Bo może ona nadal tęskni za tym pierwszym właścicielem i dlatego tak ochoczo wita gości, bo myśli, że stary właściciel przyjdzie i ją zabierze...A może ktoś pamięta jak zachowywała się w schronisku - może to by dało jakąś podpowiedź do tego co się z nią teraz dzieje...
Przepraszam za długi wywód, ale strasznie mi zależy żeby była zdrowym i szczęśliwym kotem...
Bardzo ją już pokochaliśmy i aż płakać mi się chce z tej bezradności, że nie mogę jej jakoś efektywnie pomóc...
Z góry bardzo dziękują za wszelką pomoc i radę - serdecznie wszystkich pozdrawiam.