Sanek szkoda że nie wzięłam, bo serio było cięzko z plecakiem pełnym (na 5 dni, w tym całe mięso dla Kai) iść pod górę w śniegu ponad 2 godziny.
A tak bym plecak wrzuciła na sanki i ciągnęła. Zupełnie inny komfort.
I usiąść by na nich można na postoju. Zamiast na śniegu.
Musze się rozejrzeć za jakimiś składanymi lekkimi sankami na przyszłość.
Pojechałam sama, no to wzięłam jednego psa.
Nie wiem nawet czy Sweetie by podeszła w sniegu 2 godziny pod górę. Niby nie jest to dużo,ale ona słabo chodzi. Porównując z Kają (prawie rok starszą) to Kaja idzie marszobiegiem, a Sweetie raczej stoi niż idzie. Normalnie jak z nimi idę na godzinny spacer, po płaskim, prawie bez sniegu, to Sweetie muszę ciągnąc i zachęcać -żeby szła.
No i Sweetie bele czego

sie boi i szczeka, bardzo głośno. i wyje. I piszczy.
A Kaja spokojnie zostanie sama w pokoju i jest cicho, nawet jak odkurzacze hałasują, dzieci krzyczą (tym razem nie było żadnych dzieci), ktoś gada itd. Więc spokojnie mogę się iść wykąpać, cos zjeść czy nawet sama się wybrać na jakąś trasę, gdzie z psem nie wolno. A ostatnio dużo ładnych tras pozamykali dla psów.
Idę sobie spokojnie na 4 godziny, czy więcej i nie ma problemu.
Kaja mniej je. A i tak potrzebuje na 5 dni chociaż 2,5 kg mięsa. Na 7 dni -3,5 kg mięsa.
A Sweetie je zdecydowanie więcej.
Kaja tez nie ma pomysłów w stylu szczekanie w środku nocy czy wycie -bo coś tam.
jednego wieczoru/nocy coś jej zaszkodziło, nie wiem w sumie co -bo mięso jej zabrałam z domu, a głownie jadła mięso -i chciała wychodzić co godzinę na zewnątrz.
Na dworze mróz ok -12, silny wiatr, śnieg wiał mocno w oczy i było całkiem ciemno (nawet świetlówka niewiele dawała) i śnieg po kolana -bo nawiało. Więc co się rozebrałam, to ona znowu chciała wyjść i znowu sie ubierałam.
A potem jeszcze chciała gdzieś iść w tą ciemność. Odmówiłam, bo niebezpiecznie. Jakbym w zaspę wpadła, były takie do 2 metrów, to nie wyjdę po ciemku.
Z siedem razy z nią wyszłam. I stwierdziłam że może on coś czuje i dlatego tak marudzi. Bo dostawała jakiejś wariacji. Ale w ciszy kompletnej chociaż to było. Skakała nerwowo. Takiej akcji jeszcze nie widziałam.
A potem, po tym siódmym razie,się przykryłam kołdrą i udawałam że śpię, jak chciała ósmy raz wyjść. Pomyślałam, że może wilki gdzieś czuje i dostaje jakiegoś odpału.
Nie zaczęła szczekać, brawo dla niej, bo noc była, pewnie ok 2 w nocy, ale zaczęła ubranie moje ściągać z kaloryfera i usiłowała do okna podskoczyć

i wyglądała jakby miała zaraz oszaleć. Skakała jakby dostała jakiegoś szaleństwa tanecznego, miny robiła dzikie.
no to wyszłam jeszcze raz

i wtedy się w końcu załatwiła i był luz do rana.
czyli do wschodu słońca.
W domu Kaja śpi dokąd ja śpię.
W górach -słońce wschodzi to trzeba według niej wstawać. W sumie słusznie. Wtedy lis przychodził i siedział pod schroniskiem -idealnie z okna go było widać -to znaczy ja go wdziałam. Kaja nie. MOże go jakoś czuła.

z tyłu za Kają widać nasze schronisko
Pojechałabym jeszcze raz zimą; ale nie wiem czy dam radę. W sensie finansowo i logistycznie. Teraz będzie więcej ludzi w górach i schronisku, bo święta, a potem , bo ferie.
Nie lubię nadmiaru ludzi. Wole jechać jak jest prawie pusto.
na razie zaklepałam się na druga polowe marca, na tydzień.
Na tydzień dla Kai wystarczy 3,5 kg mięsa/ czasem jej coś dokupię typu jajecznica na maśle(bardzo lubi).
No i tydzień porządnego chodzenia to tak akurat.
Rozważam też kupienie namiotu i spanie na dziko -można oficjalnie. są wyznaczone miejsca. Wiadomo -wtedy nie w granicach parku. Ale w lesie można.
Byłoby taniej ( to znaczy namiot nie jest tani, ale się go kupuje raz +matę i spiwór- bo nie mam.)
Ale spanie w schronisku, od razu w górach ma wiele plusów. MOzna chodzić na luźno, można iść bez psa; jak pies ma dość i woli spać.
I jest sie od razu tam gdzie trzeba -nie trzeba tracic czasu ani energii na podchodzenie w góry.
Wstaje się rano, o świcie, czyli wiosną ok 5 rano i wychodzi przed schronisko i już się jest w górach; wokoło przestrzeń wielka -super.
