morelowa pisze:Najbiedniejsza w tym jest Asia. Mam nadzieję, że nie jest całkiem sama?
A jednocześnie skojarzyło mi sie - mam znajmomych pracujących z umierajacymi i ich rodzinami [w poradniach, szpitalach onkologicznych], pomagającymi odejść. To duża sprawa być z kimś w takim czasie i umieć być dla kogoś.
Myślę, że zwierząt to też dotyczy.
właściwie to jestem z tym sama -fizycznie -ale nie duchowo,mentalnie...mam takich
psychopomagaczy...
podtrzymują mnie na duchu...tu na miau też wspieracie dobrym słowem..I TO JEST WAŻNE
......strasznie trudne jest patrzenie na te maluszki...wczoraj wesołe,biegające a dziś skurczone i nie ruchawe... i nie wiesz jak pomóc...
Bużka [*] odeszła śpiąc razem z koteczkami...przytulały się do niej...tylko po tym,że leżała na boczku wyciągnięta-a nie skurczona jak "grzybek-poznałam,że nie żyje...miała spokojną śmierć ......
Mikrus -jej braciszek-jeszcze walczy...jeśli
nie zaskoczy z jedzeniem to dołączy do niej,niestety...
podawanie strzykawką conva kończy się wymiotami...próbuję podawać do pysia mięsko-może "załapie"...
W tamtym roku,u dziewczyn z Kotkowa,też były takie nie wytłumaczalne zejścia maluszków...też nie wiadomo z jakiego powodu...jakby kończyła się energia życiowa....