Mama po zabiegu, który cudem tylko się udał, długo to trwało, a mnie zżerał stres niesamowity, jutro zabieram ją do domu, czuję się jakby ktoś mnie kijem obił po ciele...

kamień spadł z serca...
kupiłam w Rossmannie już puszek i pasztetów Winstona, koleżanka dziś nakarmiła towarzycho kocie, a ja nakarmiłam na osiedlu, Arwenna dziękujemy za 80 zł z bazarku, z tych pieniążków zakupimy puszki, których będzie szło co najmniej 4 dziennie,2 do przedszkola, jedną w pracy, jedną na osiedlu.. muszę też kupić pasztetów dla Tygryski II u pana karmiciela...suche mamy, także nie jest źle...muszę zrobić jeszcze duży dom do pracy który postawię za śmietnikiem, aby kićki nie marzły pod samochodami w dzień...