
Ale tak czytam, ogladam filmiki, foteczki... no i myslę intensywnie.
O czym?
O tym jak Persia mogłaby mieć dobrze u moich rodziców (ja sama zapsiona i zakocona). Mieli kota, dachowca przez 17 lat. Niestety nic wieczne nie jest. Odszedł po długiej chorobie. Filonka nie ma już ponad rok, od tej pory słyszałam "nigdy więcej!"). W Wigilię moja mama stwierdziła, że chce kota. Sama ma 65 lat i zleciła mi akcję poszukiwawczą. Boi się, że kicia mogłaby ją przeżyć ("i co wtedy??" - jakby mnie nie miała, wrrr...), więc kotek ma być dorosły.
W przypadku moich zwariowanych rodziców (po kimś to mam), dieta Persi to chyba zaleta. Swojej Nikicie daję raczej gotową karmę, od mamy słyszę, że ją męczę, kot to zwierzę mięsożerne!!
No i domek rodziców jest spokojny, zero zwierząt, dzieci tym bardziej, wnuki prawie dorosłe i zamieszkujące w pewnym oddaleniu. Oboje już na emeryturze, wyjeżdżać nie lubią, wychodzić też nie bardzo. No i kociowe doswiadczenie mają.
Tylko ta odległość kosmiczna
