Wrócilismy. Tzn ja i Dante bo TZ został z Malym na kroplowce.
Myslelismy ze juz koniec. Obudził sie , miauknal i oczy mu poszły w słup, zaczał sie trzasc, latały mu łapki...

:(:(
Nie wiedzielismy co robic , nie dało go sie wybudzic wiec oblaliśmy go woda...To jedyne co mi przyszło do głowy...
Drgawki ustały, ale nie wybudzil sie i zaczał sie trzasc z zimna. Wycieralisym go jak sie dało , dogrzewalsimy i oakzalo sie ze samochod nie przjedze:/ Takskowek jak na zlosc nie było wolnych. Wiec TŻ wział go pod kurtke w kocyku i polecielismy do laczenicy na Solidarnosci.
Nie lubie tego miejsca. Zle mi sie kojarzy ale to najblizsza lecznica obok nas.
Zajeli sie tam nim bardzo szybko, szczescie był nasz "stary lekarz" - przyjeto nas bez koleji. Zmierzyli szybko mu temperature i okazalo sie ze wiadomo czemu drgawek dostał 41,5...
natychmiastowo podali mu zastrzyk przeciwgoraczakowy i zimna kroplowke z solami minerlanymi? Chyba tak.
Po 25 minutach podniosl łebek i zaczal mruczec. Sytuacja wiec opanowana.
Teraz TŻ z nim został na kroplowce jeszcze z glukozy i jak wroci to napisze co powiedzial wet.
A ja jade teraz z Dantem na Białobrzeska.
(myslałam, juz ze to koniec
)