Byłam dziś w pracy, pierwszy raz odkąd odeszłam na emeryturę, zawiozlam żarełko dla PanKota i kolegi (przychodzi ten młody burasek, Krówek nie był ani razu

). Zawiozlam prawie 5 kg suchego i kilka puszek. PanKot przychodzi regularnie, co rano siedzi na moim dawnym balkonie, ale jak koleżanka napelni miseczke to przenosi sie na jej balkon (oczywiscie dopiero jak ona cofnie sie do pokoju). Nie jest więc źle. Udało mi się sprzedać trochę kolczyków, z założenia zarobione w ten sposob pieniążki będą na jedzenie dla "ex pracowego" i na podkłady dla mojego Kuby bo wydatek 4,50 zł dziennie nie jest realny z samej tylko emerytury
