No i wykrakałam - Jerzyk znowu jest grzeczny

. Już rano coś mi się wydało, że za spokojny, ale uspokoiłam się gdy ślicznie zjadł Baby-cata. Gdy pod wieczór wróciłam z pracy i zakupów, okazało się, że Jerzyk znowu osowiały, i nic nie chce jeść. Wydaje mi się tylko, że gorączki nie ma (ale z kolei boję się też jej spadku). Do mojego weta mogę iść jutro rano. Do kogoś przypadkowego nie bardzo mam ochotę. Przed chwilą Jerzyk ciutkę zwymiotował pienistą, białą ślinką. Teraz śpi mi na kolanach.
Pracuję w schronisku. Boję się, że mogłam mu coś przywlec. Uważam, przebieram się, ale... . Uspokajam się tym, że to raczej wygląda na wciąż ten sam katar co na początku. Są tylko okresy, gdy jakby się wycofuje, wtedy Jerzyk tylko odrobinę siąka i oczka trochę łzawią, a są okresy zaostrzenia kataru. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie przebaczyłabym sobie gdybym zaszkodziła Jerzykowi. W tej chwili Jerzyk dostaje co drugi dzień betamox. Najprostszy antybiotyk, ale wydawało się, że starczy, Chłopak błyskawicznie poczuł się lepiej, a teraz znowu

. Boję się wyjazdu, a z drugiej strony on jest dla mnie bardzo ważny. Tak bym chciała wiedzieć, że w tym czasie Jerzyk jest pod czyjąś troskliwą opieką.
Po skończeniu antybiotyku mieliśmy wejść z Zylexisem. Może w tej sytuacji to się przyśpieszy?
Denerwuję się. Żeby już było jutro.