27(+3)-osobowa rodzinka

Kocie pogawędki

Moderator: Estraven

Post » Nie lip 02, 2006 17:34

A kastracje i tak bedzie robil. Tyle ze z ropomaciczem operacja bedzie bardziej ryzykowna i... kosztowna.
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 88521
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Nie lip 02, 2006 19:53

Cattus,
no opowiedz cos o swoich zwierzach.
Prosze.
Dorota, Mru(czek), Chipolit, Norka, O'Gon (Burak); Balbina, Tygrysiunia, Bolek i Coco za TM

Dorota

 
Posty: 67147
Od: Pon maja 20, 2002 13:49
Lokalizacja: Olsztyn

Post » Pon lip 03, 2006 1:21

Dorota pisze:Cattus,
no opowiedz cos o swoich zwierzach.
Prosze.

Tak bardzo przepraszam, że nie dotrzymuję kolejnych terminów, ale dzisiaj walczyłem z podpisem, bo mnie zbesztano, że jest nie taki jak trzeba.
Jutro, tj. w poniedziałek, będę przy komputerze od 15.oo do 17.oo i na pewno napiszę pierwszą opowieść z tych wielu, wielu ...
Może jednak już rano uda mi się przesłać pierwszą część.
Obrazek

cattus

 
Posty: 87
Od: Nie cze 11, 2006 13:41
Lokalizacja: gdzieś na Dolnym Śląsku

Post » Pon lip 03, 2006 5:05 AGATKA ... (cz. 1)

Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o AGATCE, pięknej i kochanej kotce, która trafiła do nas w 1999 roku. Wybraliśmy się wówczas całą (czytaj: całą ludzką) rodziną nad morze, do Międzyzdrojów. Były to czasy, kiedy było nas jeszcze stać na takie ekstrawagancje, a że kocia rodzina nie była aż tak bardzo liczna, znalazła się też „życzliwa dusza”, która za godziwe wynagrodzenie zgodziła się zająć pozostawionymi w domu czworonogami.
A żeby historia była pełna musimy się jeszcze cofnąć w czasie o kolejne kilkanaście dni, kiedy to na parkingu urzędu skarbowego w ... spotkaliśmy kota, a właściwie małego kotka. Pięknego czarnego z białymi aplikacjami na brzuszku i w okolicach buźki. Przecudny, jak malowany. My kociarze od dawna marzyliśmy o takim KIMŚ. Był to synek kotki, która urzędowała w okolicach skarbówki od jakiegoś czasu. Na terenie skarbówki, jak to wszędzie w tego rodzaju urzędach, duży ruch, mnóstwo samochodów. A ten maluch wśród tego wszystkiego. Żeby nie przedłużać powiem tylko, że postanowiliśmy go przygarnąć, bo baliśmy się, że prędzej czy później stanie mu się krzywda. Ale niestety, mimo naszych wielokrotnych podchodów, nawet po godzinach pracy urzędu, nie udało nam się to. Maluszek był dziki i żadne kiełbasy tu nie pomagały. Z jednej strony nas to zmartwiło, z drugiej zaś mieliśmy nadzieję, że może dzięki temu ma szansę uchować się przed złymi ludźmi. Kotek parę miesięcy później ostatecznie zniknął spod skarbówki i nie wiemy, co się z nim stało. A jego mamę spotkałem następnej zimy w jednym z pokojów US, gdzie wygrzewała się na krześle przy elektrycznym „słoneczku”.
Ale wróćmy do wakacji i naszej wizyty w Międzyzdrojach. Otóż spacerujemy tam sobie chodnikiem wzdłuż głównej ulicy, aż nagle wpada nam pod nogi mały kociak. Niemal identyczny jak ten spod skarbówki. Ale w przeciwieństwie do tamtego dzikuska, to maleństwo jest przyjaźnie nastawione i bez protestu pozwala się wziąć na ręce. Gosia, która w takich sytuacjach zawsze chce być w porządku, obchodzi wszystkie okoliczne sklepy i stragany, ale nikt się do kociaka nie przyznaje. Owszem, wiedzieli go wałęsającego się tu i ówdzie, ale czyj jest – nikt nie wie. Szybko zapada decyzja – bierzemy go. Jeszcze krótka wizyta w sklepie, żeby kupić żelazko – bo po to wybraliśmy się do miasta – i już jesteśmy w ośrodku. Tu też trzeba uważać, żeby nie zobaczył nas kierownik, bo „trzymanie zwierząt na terenie ośrodka jest surowo zabronione”, ale wszystko się udaje i lądujemy w pokoju.
Międzyzdroje to tak naprawdę dziura, która odżywa tylko na trzy letnie miesiące i to się potwierdza, kiedy następnego dnia próbujemy kupić dla Agatki (bo takie imię otrzymała już pierwszego dnia) kuwetę i piasek – takiego sklepu po prostu nie ma.
W rezultacie dzień później jedziemy po zakupy do pobliskiego Świnoujścia, gdzie w końcu udaje nam się zaopatrzyć w niezbędne akcesoria, chociaż też nie do końca takie, jakich byśmy sobie życzyli. Reszta pobytu przebiega bezproblemowo i po paru dniach ruszamy w powrotną (to my) i pierwszą (to Agatka) drogę do domu. Po drodze jeszcze awantura z Gosią, która na parkingu nieopatrznie zostawiła otwarty bagażnik i mało brakowało, a Agatka by nam czmychnęłą. Przez wiele lat potem Gosia ze śmiechem wspominała tę historię. A Agatka przez całą drogę na przemian gadała (wyglądając przez przednią szybę) i spała.

Obrazek
AGA - zdjęcie zrobione parę lat później

A tak przy okazji – wiecie, skąd to imię Agatka? Tym razem to proste. Miesiąc wcześniej trafił do nas Jacek, więc oczywiste było, że jak dziewczynka to musi być Agatka.
Niespełna rok później okazało się, że Agatka jest w ciąży. Od razu podejrzenie padło na Jacka, ale jakiś czas potem jasne było, że ojcem jest ktoś inny, kto – podobnie jak Jacek – został co prawda wykastrowany, ale ździebko za późno.
Na kilka dni przed porodem wyszukała sobie miejsce i nam je pokazała: w samym rogu kuchni, gdzie stykały się dwie stojące szafki tworząc wnekę, do której bardzo trudno się było dostać. My tam zaglądaliśmy od góry, po odsunięciu blatu. Przygotowaliśmy jej tam posłanie z kocyka i Agusia, która była już wyraźnie niespokojna z ulgą zaakceptowała przygotowane dla nie legowisko.
Ten dzień pamiętam doskonale. Była piękna sierpniowa niedziela, ranek. Obudziłem się i poszedłem do kuchni. Wydawało mi się, że z legowiska Agi dochodzą jakieś piski. Szybko obudziłem Gosię: „Wstawaj, bo nigdzie nie ma Agatki. Chyba rodzi. Wydaje mi się, że słyszę piski, a boję się tam zajrzeć”. Wspólnie odsunęliśmy blat. Na świecie były już cztery maluszki, właśnie rodził się piąty. Zostawiliśmy Agusię w spokoju. Kiedy zajrzeliśmy tam nieco później, dzieciaczki były już umyte i wierciły się przy maminym brzuszku. Agunia do nas zagadała i dalej myła swoje pociechy. Była ich piątka... cdn ...
Obrazek

cattus

 
Posty: 87
Od: Nie cze 11, 2006 13:41
Lokalizacja: gdzieś na Dolnym Śląsku

Post » Pon lip 03, 2006 8:32

Chcę wtrącić swoje 3 grosze odnośnie imion i odróżniania kotów.

Mam liczne stadko stałych rezydentów, niektóre bardzo podobne bo czarne albo burasy bez ozdobników. Ale dla mnie każdy jest kompletnie inny. Ma inną twarz, inną budowę, inne ruchy. Odróżniam je nawet po ciemku, po zarysach sylwetki lub nie patrząc, tylko po dotyku. To jest coś tak trudnego do wyrażenia - sposób poruszania się, to w jaki sposób mnie dotykają, jak się przy mnie układają , po głosie, mruczeniu, po jakości futerka.
Kiedy już leżę po ciemku, zawsze wiem, który właśnie się dołączył do łóżkowej załogi, wystarczy, że wyciągnę rękę i dotknę. A czasami i to niepotrzebne, bo np Lesio zawsze "stęknie" jak wskakuje na łóżko, Malwina zakręci kilka piruetów zanim opadnie na poduszkę, Srulek tryknie mnie noskiem w policzek, Wilma zawsze pacnie łapą sąsiada, itp. Mruczenie też ma bardzo różne zabarwienia i modulacje, każdy mruczy inaczej.

Żaden kot nie jest bezimienny, nawet te, które mają u mnie dom tymczasowy, niezależnie od tego czy są miesiąc tydzień czy jeden dzień. Również te "zewnętrzene" będące pod moją opieką są jakoś „ochrzczone”. Żadnego imienia nie powtarzam, każdy jest jedyny wyjątkowy i ma swoje imię na zawsze dla siebie, które się wpisane w "Księgę kotów".

Cattus ma rację nie ma żadnej animowości.

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Pon lip 03, 2006 8:43

elter pisze:Ja osobiście jestem przeciwna sterylkom. Mam 3 kocice, jedna wysterylizowana, mój błąd i długa historia. Dwie regularnie wozimy na zastrzyk (co 4 miesiące). Mój wet uważa, że jeśli zastrzyk daje się regularnie, to ryzyko choroby spada do minimum. U mnie działa, kocice zdrowe.
!


Elter, dlaczego jesteś przeciwna sterykom? Może miałaś jakieś przykre doświaczenia z tą jedną kotką. Ale to musiała być jakaś wyjątkowa sytuacja, wyjątkowy pech. Nie musi się powtórzyć. Może trzeba zmienić weta.
Wiesz mi, wysterylizowałam dziesiątki kotów domowych i dziczków. Komplikacja miała miejsce tylko jeden raz. I to z mojej winy bo nie założyłam kotce kaftanika i rozlizała się.
Uwierz proszę doświadczeniom, wielu kociarzy a przede wszystkim wetom. Rozsądny i mądry wet nie zaleci kotkom hormonów, na dłuższą metę . To może być tragiczne w skutkach. Z ropomaciczem w porę rozpoznanym można jeszcze żdążyc ale nie każdy nowotór da się zwalczyć. Bardzo Cię proszę rozważ sprawę.

Cattusa przepraszam za OT.

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Pon lip 03, 2006 10:22

Ja usiłuję zaprzyjaźnione właścicielki kotek o tym przekonać, ale naprwdę jest ciężko, weci też nie pomagają, przynajmniej niektórzy...
Obrazek
ObrazekObrazek

TyMa

 
Posty: 4870
Od: Wto maja 02, 2006 7:58
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Wto lip 04, 2006 0:31

Prakseda pisze:Cattusa przepraszam za OT.


Cieszę się, że mnie przepraszasz za OT, ale nie wiem, co to jest OT :D
Obrazek

cattus

 
Posty: 87
Od: Nie cze 11, 2006 13:41
Lokalizacja: gdzieś na Dolnym Śląsku

Post » Wto lip 04, 2006 1:13

cattus pisze:
Prakseda pisze:Cattusa przepraszam za OT.


Cieszę się, że mnie przepraszasz za OT, ale nie wiem, co to jest OT :D

off topic = OT
czyli poza tematem
Obrazek

Pirackie czarne Trio: Brucek (2001-2015), Hrupka (2001-2016), Rysio (2002-2018)
Wiórka (2016-2018)
Neska (2018–2023)
Pirat-PirKa (2017-2025)

Anja

Avatar użytkownika
 
Posty: 25609
Od: Śro lis 06, 2002 9:01
Lokalizacja: Warszawa Dolny MoKOTów

Post » Wto lip 04, 2006 3:49

Anja pisze:
cattus pisze:
Prakseda pisze:Cattusa przepraszam za OT.


Cieszę się, że mnie przepraszasz za OT, ale nie wiem, co to jest OT :D

off topic = OT
czyli poza tematem


OFF TOPIC. Jasne. Po prostu nie bywam na forach.
Dzięki.
Przepraszam wszystkich za OT.
Obrazek

cattus

 
Posty: 87
Od: Nie cze 11, 2006 13:41
Lokalizacja: gdzieś na Dolnym Śląsku

Post » Sob lis 04, 2006 22:43

Co u kiciuchów :?: :D

Fredziolina

Avatar użytkownika
 
Posty: 11998
Od: Śro kwi 13, 2005 19:24

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 131 gości