Jesteśmy! Proszę nie pacać!
Dziecię czekało na Orfeusza cały dzień (dzisiaj nie byliśmy w pracach i przedszkolach). TŻ wrócił do domu po trzech dniach nieobecności i młodzież przywitała go po tej rozłące słowami: "Przywiozłeś Orfeusza?!".
TŻ na to odparł: "Może jakieś dzień dobry?".
Dzieć odparł rezolutnie: "Dzień dobry. Przywiozłeś Orfeusza?"
Ponieważ pierworodny bardzo wziął sobie do serca pouczenia o konieczności zachowania ciszy i spokoju - zajrzał do transporterka i wyszeptał: "Cześć, będziesz mieszkał ze mną w pokoju. Cieszysz się?"
Trudno powiedzieć, czy Orfeusz się cieszył. Na pewno jednak był przerażony, bo jak jest wielki, tak skulił się w kłębuszek, przykrył pysio łapką i wtulił się jak najgłębiej w kocyk.
Przez kilka godzin nie wychodził, tylko leżał w transporterku i udawał, że go nie ma...
Siedziałam z nim, głaskałam, smyrałam, gadałam, żeby wiedział, że nikt go tutaj nie skrzywdzi.
W końcu wyszedł, znalazł sobie miejscówkę z dobrym widokiem i tam długi czas siedział.
Teraz już tupta powoli po pokoju i nieśmiało zwiedza. Zjadł pół miseczki animondy (dałam mu swoją Kinnia, bo jedna z Twoich pękła i nie chciałam, żeby sobie skaleczył pysio), rzucił sioorkiem do kuwetki i pozwolił się pomiziać.
Nie męczę go bardzo, niech się powoli przyzwyczaja.
Będzie dobrze.
Orfik ma teraz duży pokój tylko dla siebie. Nie ma dla niego zagrożeń w postaci wysokości, na które mógłby skakać (zrobiliśmy z młodym przemeblowanie, ale efekty pokażemy jutro, bo już dzisiaj nie mam siły zrzucać zdjęć), ma podusie, kocyki i ciepło w dupkę.
Mam nadzieję, że poczuje się u nas bezpiecznie...
Kinnia przepraszam za mojego małża, jeżeli "wystraszył" Twojego. Wiem, że pewnie ciężko się z nim gadało. Nie dość, że był zmęczony, nie wiedział za bardzo o co chodzi (w ostatniej chwili dowiedziałam się, że jedzie do nas Orfeusz, a nie Niuniek i nie zdążyłam go uprzedzić o pasażerze specjalnej troski), to jeszcze z natury jest średnio komunikatywny...
Ale dobry z niego człek
