Chociaż koszmar poszukiwań przez cztery tygodnie jeszcze mam w głowie - to mimo wszystko jakieś dobre doswiadczenie z tego pozostało:
po pierwsze primo - pojawił się Tobik , jako trzeci kot w domu, o którego truję TZ-owi od dwóch lat. Poniewaz Tobika przywloklam w głębokiej depresji po daremnych poszukiwaniach Fida, byłam tak zrozpaczona, że TZ nie miał odwagi sie przeciwstawić
po drugie primo - spotkałam na swojej drodze wielu dobrych ludzi, którzy bezinteresownie razem ze mną szukali kotecka albo podtrzymywali mnie na duchu
Wiem , że historia mogłaby się zakończyć mniej pomyslnie, więc bardziej doceniam szczęsliwy traf, dzięki któremu Fido wrócil do domu. Bez łutu szczęścia - nigdy bym go nie odnalazła... A Tobik nie miałby domu...
Tobiasz ma ciagle powiększony węzeł chłonny po prawej stronie i przynajmniej do wtorku dostaje synolux. Oczko nadal czerwone. Strasznie nie lubi zakraplania, ale jest pierwszym moim kotem, który bez oporu łyka tabletki.
Dotychczas miałam do czynienia z uparciuchami, takimi jak ten ze słynnego dowcipu "jak podać kotu tabletkę" - kocica ma nawet zapis w kartotece u weta: "uwaga, gryzie" bo nawet w specjalnym kaftanie nie da sobie nic zrobić poza zastrzykiem.