Juz nie mam sily, wiecej do weta nie jade. Tz dopoki sie nie oswoja. Nie wiem kto ta cala akcje bardziej przezywa - futerka czy ja. Mialam plan: zamknac sie w pokoju razem z Milou, ustawic transporterek nakryty kocem, podniesc kanape, zeby Milou uciekla (bo siedziala pod) i liczylam na to,ze schowa sie w transporterku. Ostatecznie wygladalo to tak, ze Milou za cholere nie chciala ruszyc sie spod kanapy, tz raz wybiegla, zrobila rundke i znow pod kanape. Godrick wedlug planu mial byc w innym pokoju, zeby nie panikowal, ale ten plan tez sie nie powiodl i Godrick siedzial razem z Milou. Czyli znow przerazony, mimo ze to nie jego lapalam. W koncu poszlam po sasiadke (bo na facetow przeciez liczyc nie mozna i jak sa potrzebni, to ich nie ma) i ona podniosla kanape, a ja wslizgnelam sie po Milou. Milou zaczela miauczec przestraszona, ja sie prawie poplakalam. W kocu donioslam ja do transporterka i tu sie okazalo, ze transporterek juz zajety przez Godricka. Eh.. Jak mial jechac do weta, to panikowal, a teraz sam wszedl. No coz, pojechaly oba.
Podziwiam Was, tz. opiekujacych sie kotkami w schronisku i dajacych im DT. Ja bym tego emocjonalnie nie zniosla

Godrick dostal juz tabletki i krople do oczu. W sumie krople dzialaja lepiej niz tabletki, ale watpie, zeby pozwalal sobie to oko zakraplac.
U Milou nie ma jeszcze jakiejs konkretnej poprawy, ale nie slyszalam, zeby znow kaszlala. Nosek niestety caly czas zapchany. Wet pobral jej wymaz z noska, zobaczymy co to za cholerstwo.
Milou znow w schowku, Godrick tez sie ukryl. A bylo dzisiaj juz tak dobrze... Pozwolil sie poglaskac na srodku salonu. Teraz pewnie bedzie bardziej ostrozny. A ja nic na to nie poradze, ze sam wszedl do transporterka i musial z nami pojechac
