Głodówka była, ale niewiele pomogła. W środę Nekunio nic nie zrobił, więc pupa odpoczęła. Od czwartku znów się zaczęło.
Ma też zmienioną karmę - wg zaleceń weta - z intestinala na sensitivity, ale też bez efektów
Wczoraj byliśmy u weta obejrzeć stan siusiaczka. Jest nieciekawie. Bardzo. Mimo leczenia, pielęgnacji martwicze zmiany odpadają, a pod nimi powstają nowe zmiany martwicze.
W tej chwili kolejna seria nowego antybiotyku, ale wet mówi, że kończą się możliwości... Kot notorycznie na antybiotyku, cały czas w kołnierzu...
Betanechol nie pomógł, Nekuś siusia pod siebie. Kuwetkuje dość często z kupą (nawet rozwolnioną) ale czucia moczu nie ma...
Jelita są prawdopodobnie tak zchrzanione, że może już być tak cały czas (ponoć może to być jedną z konsekwencji przechorowania panleukopenii, ale tego nie wiemy, jako maluszek był bezdomnym sierotką.)
Po wczorajszej wizycie przełykamy całościowy ogląd sytuacji... Nekuś jest bardzo radosnym kotem, bardzo zabawowym, zaczepnym do mizianek, kładzie się człowiekowi na stopy i daje brzucha do miziania. Gada pod nosem, towarzyszy w łazience przy różnych czynnościach (tak, tak, także i tych

). Nie ma gorączki, ani poczucia własnej choroby (no może poza zastrzykami, bo resztę pielęgnacji i leczenia znosi b. dobrze, np. mrucząc podczas kąpieli).
Będzie mi ciężko cokolwiek teraz pisać tutaj. Każdy dzień jest dla nas... uch, jak dar od losu, czy coś takiego. Wg weta Neko może żyć bardzo długo, ale może też być inaczej... W każdym razie na dziś mało już zależy od samego leczenia, bo robimy co się da. Czas pokaże.
Na razie jest to czas dla Neko szczęśliwy, radosny, pełen kocich zabaw, obserwacji balkonowych, słodkiego spania...
I pewnie zostanie z nami już do końca... Jest tymczasem, ale nie umielibyśmy go oddać tak po prostu. Oddalibyśmy go wtedy, gdyby ktoś potrafił dać mu więcej niż potrafimy my. Zrobilibyśmy to dla niego. Choć on nas też chyba bardzo pokochał.
A teraz przepraszam. Idę sobie popłakać...