No to dalej.
Kilka kolejnych dni wyglądało podobnie, kot dostaje antybiotyk w syropie, w domu tolfa na wszelki wypadek. Gorączka pojawia się mniej więcej co drugi dzień, schodzi po tolfie elegancko. Poza momentami gorączkowania kot zachowuje się normalnie, je, pije, załatwia się normalnie.
04.03 przychodzi kryzys, nie wyczuwamy gorączki (bo po co użyć termometru-idiotka), kot nie chce jeść, jest osłabiony, leci przez ręce. Jedziemy do weta, boimy się, że wrócimy bez kota. W lecznicy mimo tego, że kot jest chłodny okazuje się, że ma 40,5 st.C, szybkie pobranie krwi, zastrzyk z tolfedyny (po około 20 min kot po tolfie jest zdrowy jak rydz, szaleje w transporterze i pyszczy o jedzenie).
Z pobranej krwi szybka morfologia, wyniki poniżej, oznaczone datą 04.03. Kot oczywiście jest obmacany po całości, przy czym co ważne - nie ma guza, ani śladu, nic a nic, guza, który był, którego macały 3 osoby (na trzeźwo) w tym wet nie ma, zniknął. Po czym dwóch lekarzy weterynarii obmacuje kota z uwzględnieniem węzłów chłonnych, węzły w normie, podkolanowe, które tydzień wcześniej były ogromniaste są normalnej wielkości. Białaczka szpikowa jakoś nie pasuje, bo czerwone krwinki w normie. Zostaje chłoniak, albo coś innego.
Podejrzenie pada na toczeń, który (wiem z Dr. House'a) jest chorobą bardzo rzadką, a wogóle to nigdy nie jest toczeń. Mądra książka (coś tam o chorobach kotów i diagnostyce gabarytowo jak encyklopedia PWN) opisuje co nieco toczeń u kotów. Fakt: grzyba leczymy bardzo długo i taki terbisil wcale go nie ruszył, po orungalu zmiana minimalna na lepsze. Toczeń jako choroba autoagresywna jest skopany objawowo i diagnostycznie, do tego to rzadka choroba. Pasują do tocznia: nie leczący się grzyb, który może wynikać z problemów z układem odpornościowym, kulawizna (kto zna Amiga ten wie, że trochę dupka zarzuca, pamiętam, że Georg-inia kiedyś powiedziała, że wygląda jakby trzepnął go samochód) - czytałam że u ludzi jednym z najczęściej występujących objawów są problemy reumatologiczne, leukocytoza. Morfologia z automatu jak poprzednia pokazuje WBC w wartości granicznej dla automatu, to zarówno przerażające jak i dziwne.
Następujące badania krwi w normie: mocznik, kreatynina, Alat, AspAT, glukoza, białko całkowite, wyników przy sobie nie mam, ale mogę wziąść od weta jakby co, pamiętam tylko, że kreatynina 0,9.
Skracając temat: chyba po podaniu tolfedyny była pobrana krew na rozmaz - nie pamiętam, trochę się zakręciłam, mogło być i przed. Wyniki morfologii z rozmazem robionej następnego dnia (po nocy w lodówce) tej wątpliwej próbki również poniżej. TŻ twierdzi, że próbka była pobrana po podaniu tolfedyny - nie wiem, czy to ma duże znaczenie
W poniedziałek 8 marca pojechaliśmy z Amigiem jeszcze raz bo zabrakło surowicy na wysyłkę do IDEXX-u, pobrano krew na test Coombsa oraz miano przeciwciał ANA, krew była pobierana do dwóch probówek z antykoagulantem - jak do morfo oraz do tej biochemicznej "na skrzep". Co dziwne - w tej drugiej jak osocze oddziela się tak od całości to w osoczu były takie mazy, ponoć częściowa hemoliza. Krew pojechała do labu chyba we wtorek, ale mam częściowe wyniki odebrane dziś, poniżej jako IDEXX.
Czytając o toczniu układowym występującym u ludzi wspomniane były zaburzenia hemolityczne takie jak anemia hemolityczna, trombocytopenia, zjawisko hemolizy, występującej również w rzutach, wg morfologii z dnia 26.02 Amigo miał za mało płytek, ale w tej z 04.03 liczna płytek jest w normie, nie ma anemii.
W kolejnym poście wyniki wymienionych powyżej badań.