moja Lunka żyła na BARFie 21 miesięcy, od momentu znalezienia do śmierci. Kotka po przejściach, stara i bardzo chora. Nerki (nerkę) miała w takim stanie, że weci dawali jej góra dwa miesiące. Kiedy po roku wciąż żyła dostała się do rankingu lecznicowych cudów, po półtorej roku - umieściła się na miejscu drugim tej listy

Jej wyniki były straszne - mówimy o kilkukrotnych przekroczeniach norm mocznika i kreatyniny (5-9, potem było coraz gorzej ale już nie miała robionych badań bo i po co). W jej przypadku nie miałam wątpliwości co do przejścia na BARF z tego powodu, że kotka i tak była stara i ogromnie chora a więc nie miała nic do stracenia. Dodając do tego absolutny sprzeciw wobec karm komercyjnych - decyzja mogła być jedna. Na lekach nasercowych (Lunka miała poważne kłopoty z serduchem) żyła sobie dobrze i szczęśliwie tą swoją końcówkę życia. Nikt, kto nie wiedział, że ten kot właściwie nie ma prawa żyć z takimi wynikami, nie powiedziałby że to kot stary i chory.
Nigdy nie ośmieliłabym użyć swoich doświadczeń za lub przeciw BARFowi u chorego kota. To za każdym razem musi być indywidualna decyzja, z mocnym wewnętrznym przeświadczeniem że to właściwa droga, poparta wiedzą. Niemniej to, że sucha dieta dla kota z chorymi nerkami to nie jest dobry pomysł to wszyscy się chyba zgadzamy.
Kiedy moje kolejne koty zachorują PNN (mam katastroficzną wizję, że każdego kota wcześniej czy później to dopadnie) to raczej w I i II stadium nadal będą dostawały wysokiej jakości białko w rozsądnych ilościach (czyli na pewno nie suche renale), jeśli oczywiście życie nie zaskoczy nas nieprzewidzianą okolicznością związaną z choroba konkretnego kota. Oczywiście cały czas piszę o BARFie a nie o samym mięsie bo samo mięso przy chorych nerkach to nie jest dobry pomysł oczywiście.
Mysza - czy jest jakieś uzasadnienie, dlaczego wołowinie mówicie "nie"?