Anusia pisze:wlasnie dzis na ten temat myslalam, czytajac watek Lestata... Ze ja Katy podziwiam, bo ja chyba nie oddalabym zadnego przygarnietego kociaka... Melka jest u mnie 3 tygodnie i chyba serce by mi peklo gdybym miala go oddac... A Katy - najpierw Melus przeslodki, teraz Lestat - tez slodziaczek... Moze tez inaczej troche sie do tego podchodzi kiedy WIESZ ze ten kociaczek to na chwilke, zeby domek mu znalezc... Ale i tak serce musi pekac...
Wiesz, przez dość długi czas zajmowałam się adopcjami, teraz mąż nie pozwala i chwała mu za to, bo mnie to niszczyło psychicznie.
Od początku, przy wzięciu kociaka było wiadomo, ża akurat temu, to szukamy domu i człowiek na siłę się starał nie przywiązywać. Ale ciężko jest.
Na Saurona miałam dwóch chętnych - wyłowili go z canisowej adopcji na odległośc i zachciało się im go adoptować. To tak wypiętrzyłam problemy z pielęgnacją oka, że sobie odpuścili i wzięli zdrowego kociaka.
A w sumie wyadoptowałam tych zwierzaków kilkanaście, jeśli nie więcej i za każdym razem kot mieszkał ze mną przynajmniej tydzień... Było ciężko...
Generalnie, przynajmniej ja, inaczej podchodzę do kotów które zostają, a inaczej do tych, którym szukam domu (powinnam była użyć czasu przeszłego, ale mi wtedy zdanie zgrzytało, więc jest teraźniejszy). Traktuję je fizycznie jednakowo, ale stawiam barierę emocjonalną, bo nigdy bym im nie znalazła odpowiednio dobrego domu...
