W akcie desperacji zrobiłam lewatywę Daisy. Poszło całkiem gładko. Kocia była zdziwiona, ale się nawet nie wyrywała. Pierwsze co z niej wyszło to dwa normalne bobki o kolorze troszeczkę żółtawym. Potem to już była woda i jakieś strawione resztki. Daisy nie chce jeść, teraz uciaka przede mną pod piec. Tam leży, Milo też chory

Zmiksowałam jej filecika z wywarem, ale nie była tym zachwycona. Milo zreszta też nie chciał. Dwa największe miziaki leżą razem chore. Nie wiem jak Milo, bo on już nie pierwszy raz ma problem z jelitami / opiane w jego wątku/, ale Daisy jest taka malutka. Ja przestaję wierzyć, że jej się uda z tego wyjść

Jestem załamana. Właściwie to ona nie ma żadnego leczenia. Żaden wet nic sensownego nie poradził. Jutro zawiozę qpala do badania, ale co z tego może wyjść

Nawet jak wyjdą robale czy pierwotniaki to czym mam to trć, żeby nie dobić kota, ona już i tak jest bardzo osłabiona i jeszcze ta anemia. Jestem załamana. Nie wiem jak z nią będzie do rana. Nawet po lewatywie brzuszek ma dalej okrągły
