» Czw wrz 08, 2016 7:45
Re: Zapalenie trzustki u kota - a może jednak białaczka/nowo
Witam, dziękuje za pomoc ale niestety stan Kotki bardzo się pogorszył po odebraniu jej z kliniki gdzie przebywała około 2 tyg.Stawała się bardziej apatyczna, prawie w ogóle przestała się ruszać leżała wpatrzona w jeden punkt cały dzień, zaczęła bardzo ciężko oddychać słyszałam ja w drugim pokoju.Czułam w duchu, ze to chyba koniec , nie miałam sumienia jej w takim stanie wciskać znowu jedzenia czułam się jak kat...który chyba robi to wszystko dla siebie.W nocy nie mogła oddać stolca, znalazłam ja leżącą w kuwecie, widok porażający .Dostała zatwardzenia i musieliśmy jej pomóc w wypróżnieniu. Później już było tyko gorzej.Niestety walka od 12 siepania, codzienne wizyty w klinice, operacja, pobyt w szpitalu nic nie dał.Oczywiście były chwilowe poprawy jej zdrowia tzn. coś tam zjadła.Zadzwoniłam do kliniki gdzie była operowana, trafiłam na lekarza który jej nie operowała, ale pamiętał moja kotkę i zapewne rozmawiał z innymi lekarzami na temat zdrowia i rokowań kotki, powiedział mi że koty z nowotworem raczej nie rokują.Więc szybko pojechałam do kliniki i okazało się ze kot jest w stanie bardzo ciężkim , doszły problemy z oddychaniem i uznał ze ona się dusi i by ją uśpił,ale rozumie ze jesteśmy w szoku i da jej zastrzyk po którym b będzie lepiej oddychać.
Co to usłyszałam mnie zmroziło, wielki bałagan, paru lekarzy w klinie i każdy ma inne informacje.W dniu operacji, lekarz zadzwonił i powiedział mi ze to jest przewlekłe zapalenie trzustki a zmian nowotworowych nie ma!Więc radość była niesamowita, nie zaproponował mi badania wycinka tego, co wycieli.Pomyślałam ze wiedzą co robią.Jeśli mówią ze nie ma takiej potrzeby to ok.Następnego dnia lekarz operujący wyjechał na długi urlop.
Kotka obudziła się z narkozy, co miało być poważnym problemem i dalej z górki...jak pisałam kota stan się nie polepszył, chudła w oczach , pojawiała sie większa apatia i najgorsza była bezsilność, lekarze rozkładali ręce.Kiedy wzięłam ja do domu , karmiłam strzykawką, dostawała wywar z siema lnianego i inne pasty i niestety wszystko na nic.
Nie wiem czy za długo siedziała w szpitali, podobno była taka potrzeba, w inkubatorze, wiec nie nalegałam na zabranie jej.Tym bardziej ze była bardzo słaba.Teraz mam trochę żalu, ze możne powinnam ja szybciej zabrać, ale tez nie mam gwarancji czy by się udało ja uratować. Generalnie czekam na lekarza który ma wrócić z urlopu i chce z nim porozmawiać co mogło się stać...czy to było coś więcej niż zapalenie trzustki a możne jak ktoś zasugerował, czegoś nie zauważyli, popełni błąd itp.
Podejrzewam, ze prawdy się nie dowiem.Lekarze ewidentnie kręcą.Miała operować dwójka lekarzy ....a drugi się wypiera, ze operował, gdzie doktor która dzwoniła w czasie operacji informowała mnie ze doktor tez operuje z nią.Zal mi ze kot tyle cierpiał i wszytko na nic
W związku z tym, ze już im od jakiegoś czasu przestałam ufać,pojechałam rano do innego gabinetu.Usłyszałam to samo że kotka ma problemy z płucami i musimy ja umieścić w inkubatorze.Podjęliśmy decyzje o pobraniu krwi i konsultacji z wybitnym lekarzem z Wrocławia, który nie jednego zwierzaka postawił na nogi, ale niesyty było już za późno. Leżała ze trzy godziny w lecznicy na kroplówkach i pod tlenem.Nie dało się pobrać krwi z żadnego miejsca,za słabe ciśnienie.... z kota uciekało życie po zdjęciu rtg lekarz stwierdził, ze ma strasznie duży żołądek, zrobiliśmy usg lekarz stwierdził ze kot" cały w środku świeci"Co oznaczało wylanie płynu z otrzewnej, uznaliśmy ze nie ma dla niej już ratunku a dalsze próby leczenia byłyby cierpieniem i uporczywa terapią.Zwymiotowała w czasie badania BRUNATNYM PŁYNEM...uznaliśmy wspólnie że to już czas zakończyć tą walkę. Mam zal do lekarzy z jednej strony ze od poczatku postawili być możne zła diagnozę, gdyby leczyli na trzustkę to możne by z tego wyszła, żałuję z jednej strony ze nie zrobiliśmy sekcji co faktycznie się sałato.Mam tysiące pytań bez odpowiedzi, potężny zal i smutek, który mnie rozrywa, czy mogłam zrobić dla niej więcej....czy może powinnam ja szybciej uśpić, ale każdy dawał nadzieję walcz, karm na siłę ,może jest zablokowana, możne wyjdzie z tego i walczyłam jak lew o kotkę. Boje się ze przysporzyłam jej cierpienia, ale chciałam jej dać szansę, wykorzystać każda opcję aby żyła i pomyślałam, ze warto możne teraz przez to przejść za cenę jej powrotu do życia.Najgorsza jest niewiedza, czy to był faktycznie jakiś nowotwór....czy przewlekłe zapalenie trzustki jak powiedział mi lekarz który operował.
Poszerzając temat przewlekłego zapalenia trzustki u rożnych lekarzy , dowiedziałam się ze rokowania są bardzo słabe i zazwyczaj koty trzeba usypiać po długiej walce.
U mnie było podobnie z kotka jak w innych przypadkach,długie leczenie kroplówkami i lekami, chwilowa poprawa np na jeden dzień czyli kot zjadł odrobinę i dalej nic, brak apetytu,najgorzej było po odstawieniu leków...totalnie kot osłabiony, odwodniony, ale pytanie.... jak długo można to ciągnąc patrząc jak kot gaśnie i wpychać mu strzykawka jedzenie.Straszna trauma, jestem totalnie wypompowana emocjonalnie po tych tygodniach, rozżalona i mam wrażenie ze ten ból serca i brak odpowiedzi co się naprawdę stało nie da mi żyć. Dlaczego ona przestała jeść ;(