Trochę się powtórzę, ale chciałabym, żeby weci:
-przebadali mojego zwierzaka, żebym nie musiała im podpowiadać co mają zbadać i gdzie zajrzeć, bo nieraz to nawet temperatury nie zbadają z własnej inicjatywy.
- wpisywali do książeczek historię leczenia. Teraz jeżdże do weta, który ma wszystko w komputerze. Boi się, że zmienię weta?
- ostatnio zdziwiła mnie wypowiedż "Przeczyta sobie pani w internecie, na temat tej choroby, bo mi się nie chce tłumaczyć. To za długa historia"
- denerwuje sie jak wet biega między gabinetami, bo w każdym ma pacjenta, a potem dziwi się, że mój kot tak długo czekał na niego. Z tego wszystkiego chyba sobie pomylił zwierzaki, bo "zdiagnozował" u mojego kota chore nerki, a kocisko dobrze sie czuje i ma wilczy apetyt do dzisiaj.
- drażni mnie jak wet podaje leki, zanim zrobi badania krwi, na które czekam nieraz 2 dni, bo nie ma czasu ich zrobić.
Stwierdzam, że wielu wetów leczy "na oko", bez dokładnego zbadania zwierzaka. No, bo jesli jest biegunka, to trzeba podać antybiotyk. Mojego 16 letniego kota weci truli antybiotykami przez pół roku. Nie reagowali, gdy pokazywałam im w pojemniku fatalnego koloru kupala. Dopiero dzięki własnemu uporowi doszłam do rzeczywistej przyczyny:chorej trzustki. Tylko, ze badania powinien zlecic wet, a nie właściciel kota.
Dziwię się i denerwuję, gdy wet pyta "po co pani te badania i po co ta wiedza?"
Szanuję wetów, którzy nie wstydzą się zapisać moich uwag, którzy nie znając nowych trendów w leczeniu nie obawiają się zapytać o moje doświadczenia z nowym lekiem.