Witamy wszystkich!
Oto opis naszych kolejnych dni z kotami

Miłej lektury
Piątek 14.IX, trzeci dzień oswajania (się)
W piątek znalazłem Bengalinkę w jej ulubionej kryjówce pod łóżkiem, natomiast Mały znów zapadł się pod ziemię. Przeszukałem wszystkie jego dotychczasowe schronienia i jeszcze parę innych potencjalnych miejsc, ale go nie znalazłem. W końcu darowałem sobie szukanie i, co nieco już głodny, zacząłem robić sniadanie. Magda powiedziała mi potem przez telefon, że namierzyła rano Małego, jak ładował się do stojącej pod łóżkiem szuflady z pościelą. Faktycznie - wysunąłem szufladę i znalazłem w środku kota

Powiedział do mnie "mił" i patrzył się niepewnie. Dał się pogłaskać, zaczął mruczeć, kiedy na chwilę przestałem go głaskać tryknął mnie łebkiem domagając się kontynuacji; słowem - kot już gotowy. Wywabiłem go z szuflady, wyszedł ostrożnie i zaczął się rozglądać. Bardzo go zainteresowała kocia zabawka - myszka na długiej gumce - którą zaczął wąchać trącać łapą. Ciekawe były dla niego również sznurki przy mojej bluzie z kaprurem. Prawdziwym przebojem okazało się jednak różowe plastikowe kółko na palec przyczepione na drugim końcu gumki, kot po zobaczeniu go skoczył jak tygrys (ledwo zdążyłem cofnąć dłoń przed pazurkami) i zaczął je mordować. Nasza zabawa wyglądała więc tak, że trzymałem futrzastą myszkę w garści, od myszki odchodziła długa gumka, na końcu latało kółko, a kot gonił za nim jak wariat.
Za kilka minut pomyślałem, że czas na trochę oswajania z domem. Zacząłem wywabiać Małego do przedpokoju, w chwilach wahania przekupując go widokiem dyndającego z mojej ręki kółka. Kot dzielnie wyszedł z sypialni do przedpokoju, dotarł do drzwi do salonu, tam jednak chwyciła go blokada i czmychnął z powrotem do szuflady na pościel. Muszę tutaj oddać mu honory jako niezłemu akrobacie, bo pomiędzy brzegiem szuflady a dnem łóżka jest szpara może na 5cm i musi on dokonać pewnej sztuki, żeby się tam przecisnąć
Za godzine ponownie wysunąłem szufladę z kocią zawartością i znanym już kółeczkiem zaprosiłem do zwiedzania domu. Tym razem nie było już wielkiego wahania, obejrzeliśmy wszystkie pomieszczenia ze szczególnym uwzględnieniem lokalizacji kuwety i misek. Kot plątał mi się tuż obok nóg, parę razy prawie mnie przewracając. Pobawiliśmy się jeszcze trochę kółkiem, a potem znów wrócił do szuflady.
Trzeci raz już nie trzeba było kotka zapraszać, po jakimś czasie sam wyszedł z szuflady, przyszedł do dużego pokoju i zaczął gonić leżącą na podłodze myszkę (a dokładnie - oczywiście - kółko na końcu gumki). Bawiłem się z nim długo, potem chyba lekko już zmęczony ułożył się na narożniku, a ja zrobiłem mu seans głaskania, z akompaniamentem kociego mruczenia
Magda ustawiła sobie wcześniej w komunikatorze status "Mamy 2 niewidzialne koty". Po jej powrocie z pracy okazało się, że jeden z nich już się zmaterializował - Mały po trzecim wyjściu z szuflady darował już sobie powrót do niej i został w salonie. Trochę posiedział i poobserwował, sporo pozwiedzał zaglądając we wszystkie kąty, nawet jego chód stał się śmielszy: z początku przez przeszkody czy "przepaście" przechodził bardzo ostrożnie, łapa za łapą (patrz zdjęcie), a wieczorem pozwolił sobie na pierwsze susy. Bardzo ucieszyło nas to, że zaczął drapać specjalnie w tym celu owinięte sznurkiem sizalowym nogi od stołu (w założeniu mają to one spełniać funkcję drapaka, a nie np. narożnik

). Momentami nawet zaczął się po nich wspinać aż do dotknięcia blatu stołu...
Benia niestety postanowiła się jeszcze nie materializować. Cały dzień spędziła pod łóżkiem, w tunelu pomiędzy ścianą a tyłem szuflady na pościel, którą wcześniej upodobał sobie Mały. Kiedy zaglądaliśmy tam, siedziała skulona i wpatrywała się w nas wielkimi jak spodki oczami. To zdecydowanie nie był jeszcze dzień jej oswojenia, więc daliśmy Bengalince spokój. Około 10 wieczorem wyskoczyła na szybki kurs kuweta-miska z jedzeniem-miska z wodą-kuweta i wróciła pod łóżko. Bengalinkę mogliśmy sobie obejrzeć co najwyżej na zdjęciach
W nocy Mały dostał niezłej fazy na zaczepianie nas i koniecznie chciał łazić po naszych głowach. Dyskretne aluzje w postaci przenoszenia go gdzie indziej nie skutkowały, podobnie mówienie "psik!". Pewnie uznawał to po prostu za element zabawy

W końcu konkretne zasyczenie i zaprychanie a la wkurzony kot odniosło skutek - trącająca łapka Małego zatrzymała się w powietrzu, kot spojrzał się na nas uważnie i ułożył w nogach łóżka. Odnieśliśmy chyba drobny sukces wychowaczy
Sobota 15.IX, czwarty dzień oswajania (się)
Dzisiaj Mały jest już kupiony. Szuflada pod łóżkiem poszła w zapomnienie, zaczynają się harce, skoki, gonitwy za zabawkami, badanie drzewa na balkonie, wynajdywanie ciekawych miejsc (czy wasze koty też pałają gorejącą miłością do brodzika w łazience?). Głaskanie rano jest jeszcze przyjmowane jako chęć zabawy (gonienie za głaszczącą ręką, chęć drapania lub przygryzania), ale kotek stopniowo okazuje się pieszczochem

Lubi tradycyjne głaskanie po grzbiecie, wystawia gardło do drapania pod bródką, ciekawi go drapanie po grzbiecie przy nasadzie ogona, rozkokoszony pokazuje brzuszek, ku radości Magdy lubi również grę w "czekoladową łapkę" - tak Magda i jej siostra jako małe dziewczynki nazwały zabawę, w jaką bawiły się z okolicznymi kotami: bierze się kocią łapkę i delikatnie naciska na poduszeczki, jedna za drugą, tak aby wysuwały się pazurki. Nie każdy kot jest amatorem tej zabawy, ale Mały najwyraźniej w niej zagustował. Okazuje się, że jest również fetyszystą - lubi obwąchiwać i lizać nasze stopy :O


Stan Bengalinki niestety rano bez zmian. Kot zainstalowany pod łóżkiem, za szufladą z pościelą. Zaglądamy do niej czasem i wołamy, ale to nic nie daje. Bengalinka zachowuje się wtedy tak, jakby jej tam nie było, jakby była zahibernowana. Wpatruje się w nas tylko wielkimi jak spodki oczami (wygląda wtedy jak Kot w Butach ze Shreka, tyle że jej spojrzenie nie jest proszące, ale mówi nam, że jesteśmy co najmniej potworami). Potem odwraca wzrok i patrzy się pusto np. w ścianę lub w podłogę. Magda (kończyła psychologię) porównuje to do zachowania ofiar molestowania seksualnego

Bardzo się o koteczkę boimy
Wywabiania Bengalinki z kryjówki bynajmniej nie ułatwia nam Mały

Co się schylimy, zawołamy "kici-kici", podsuniemy jakiś smakołyk lub zaczniemy nęcić kocią zabawką - Mały pojawia się z dokładnością szwajcarskiego zegarka i zaczyna dobierać się do atrakcji przygotowanych do Bengalinki. Zainteresuje się przysmakiem, zacznie rzucać na zabawkę, lub po prostu łazi i się do nas łasi... Wykorzystujemy ten fakt i próbujemy jeszcze jednej taktyki, "na zazdrośnicę" - ostentacyjnie bawimy się z Małym, głaszczemy, pieścimy, ten mruczy jak traktor, a wszystko tak, żeby Bengalinka widziała. Niech wie, co ją czeka, jak wyjdzie... Niestety, to też nie odnosi efektu. Również głaskanie przez szparę między łóżkiem a ścianą, które zachęciło Małego do wyjścia, nie działa; Benia odsuwa się od ręki.
Wieczorem zdesperowani postanawiamy spróbować powtórzyć na Beni inny numer, który poskutkował w przypadku Małego, to jest odrobinę zmotywować ją do wyjścia ręcznie. Zakładam rękawice, wkładam rękę między ścianę a łóżko i delikatnie przesuwam ją w kierunku brzegu łóżka. Kot przesuwa się unikając mojego dotyku, potem wyskakuje spod łóżka i ląduje na parapecie okiennym, za zasłonką. Cóż, ten sposób nie zadziałał tak jak u Małego

Magdełe siada niedaleko, mówi do Bengalinki, pokazuje zabawki, podkłada kawałki kocich smakołyków. Trwa to z dziesięć minut. Już mamy rezygnować, bo wielkie kocie oczy niedwuznacznie mówią nam, że jesteśmy co najmniej straszni, a tu nagle kot zaczyna lizać kawałek jedzonka. Liże, liże, potem zjadł. Magda położyła drugi - Benia polizała, potem również zjadła, a następnie wróciła w "tryb hibernacji". Magda zaczęła delikatnie głaskać Benię po łapce. Kot nie poddał się pieszczotom, ale i nie zwiał ani nie zabrał łapy, tak więc chyba jest to jakiś sukces... Po minucie takiego lekkiego głaskania Bengalinka skoczyła z powrotem pod łóżko, a my postanowiliśmy więcej już jej dziś nie stresować.
Przed spaniem poprzewalaliśmy się jeszcze z Małym, po czym Magda zasnęła, a ja w łóżku pracowałem jeszcze trochę na laptopie. W pewnym momencie widzę, jak Bengalinka wychodzi spod łóżka i idzie zwiedzać mieszkanie. Słychać było różne odgłosy, a tu szeleszczenie jakichś papierów, a to skoki i lądowania, a to trącone naczynia. Z mojego miejsca w łóżku miałem widok na fragment przedpokoju, w którym jest wieszak na ubrania i szafka na buty. Spoglądam raz w tamtym kierunku, a tu Bengalinka dobiera się do sznurków zwisających z kurtki Magdy. Popodgryzała je trochę, a potem zaczęła polować na sznurowadła wystające z butów. Czasem skoczy na buta, usiądzie na nim i gryzie sznurówkę, potem zeskoczy i zacznie ją prać łapą, czasem nawet zaczęła się przewalać na grzbiecie i łapać sznurowadła wszystkimi czterema kończynami. Patrzę na te popisy i myślę - "oho, koteczka jest w nastroju zabawowym", po czym pojawia mi się nad głową mała żaróweczka pomysłu

Łapię za myszkę-zabawkę i niby to przypadkiem myszka ląduje w polu widzenia koteczki. Ta szybko na nią spogląda z zainteresowaniem, po czym patrzy na mnie i udaje, że tak naprawdę wcale jej to nie interesuje. Nagle nadzwyczaj istotne staje się obwąchanie otoczenia, a potem dokładne umycie pyszczka i łapek. Potem jednak kotka znów patrzy się na myszkę, przyczaja po kociemu, zatrzęsie dupką i skacze na nią. Bawiła się z myszką jak mały kociak

Oczywiście tak się jakoś dziwnie składało, że myszka lądowała coraz bliżej mnie, a w końcu zaczęła się unosić nad podłogą, na wysokości łóżka. I tu znów manewr, który poskutkował na Małego, nie wypalił: Bengalinka stwierdziła, że limit odwagi został wyczerpany i czmychnęła do kryjówki; prowokacja do skoku na łóżko nie udała się. "Trudno, spróbujemy jutro" pomyslałem, po czym na moje przykryte kołdrą nogi nagle łupnęło coś ciężkiego. To Bengalinka przeczołgała się pod łóżkiem i skoczyła z drugiej strony wprost na kołdrę

Podreptała, powęszyła, potem wystraszyła się sygnału z laptopa informującego o wyczerpanym akumulatorze, skoczyła pod łóżko i tyle ją widzieliśmy.
Za to Małego widzieliśmy tej nocy aż w nadmiarze. Jest to niewątpliwie jeden z mniej oczekiwanych widoków, kiedy po przebudzeniu w nocy widzi się tuż nad sobą czarny koci pyszczek wpatrujący się ciekawsko
Ciąg dalszy nastąpi
