Świeżo zakoceni, czyli jak oswajamy koty, a koty nas

Kocie pogawędki

Moderator: Estraven

Post » Sob wrz 15, 2007 22:55

Zdjęcia super..całuski dla Bengalinki i Małego takie przez net Obrazek
Bengalinka w roli Aliena ..bosko :D Obrazek
Obrazek

dzikus

 
Posty: 8809
Od: Nie paź 02, 2005 16:42
Lokalizacja: śląsk

Post » Sob wrz 15, 2007 23:32

Gratulacje :) Czyta się wspaniale. Dobrze mieć dwa koty - tylko czasami trzeba się czymś innym zając. niż tylko ich obserwacją ;) Sama mam od niedawna trzy Koty.
Pozdrowienia dla Was i głaski dla Kociaków.
ObrazekObrazekObrazek

bez44

 
Posty: 1178
Od: Wto sty 02, 2007 11:49
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 16, 2007 0:07

No to mamy jasność. :lol:
Dzięki za szczegółową relację. Mam nadzieje, że koty szybko wyluzują. A z tego, co piszesz Mały jest na dobrej drodze.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Nie wrz 16, 2007 10:10

Bedzie dobrze.

Im sie pewnie wydaje, ze umarly i trafily do nieba dlatego tak sie zachowuja :)
Obrazek
Obrazek

lidiya

 
Posty: 14084
Od: Sob cze 08, 2002 0:05
Lokalizacja: Toruń

Post » Nie wrz 16, 2007 10:17

Co słychać u dueciku? :)
Obrazek

dzikus

 
Posty: 8809
Od: Nie paź 02, 2005 16:42
Lokalizacja: śląsk

Post » Nie wrz 16, 2007 11:40

Pięknie piszecie! Kotki są super :ok: a Bengalinka jak już się oswoi pewnie będzie najukochańszym kotem na świecie :) A Mały pewnie zostanie małym urwisem ;)

ps widzę że kuwetka z Ikei- też mi się podobała ale mój Franek to raczej spore bydlątko i się nie mieści do standartowych kuwet. Tak więc Bengalinka też musi trzymać dietę :wink:
Obrazek ObrazekObrazek
Franek & Rysia
Zabezpieczenia okien i balkonów 3miasto- R E A K T Y W A C J A.

rambo_ruda

 
Posty: 8231
Od: Pon maja 15, 2006 16:53
Lokalizacja: Gdynia

Post » Pon wrz 17, 2007 1:44

Witamy wszystkich!
Oto opis naszych kolejnych dni z kotami :) Miłej lektury :D


Piątek 14.IX, trzeci dzień oswajania (się)

W piątek znalazłem Bengalinkę w jej ulubionej kryjówce pod łóżkiem, natomiast Mały znów zapadł się pod ziemię. Przeszukałem wszystkie jego dotychczasowe schronienia i jeszcze parę innych potencjalnych miejsc, ale go nie znalazłem. W końcu darowałem sobie szukanie i, co nieco już głodny, zacząłem robić sniadanie. Magda powiedziała mi potem przez telefon, że namierzyła rano Małego, jak ładował się do stojącej pod łóżkiem szuflady z pościelą. Faktycznie - wysunąłem szufladę i znalazłem w środku kota :) Powiedział do mnie "mił" i patrzył się niepewnie. Dał się pogłaskać, zaczął mruczeć, kiedy na chwilę przestałem go głaskać tryknął mnie łebkiem domagając się kontynuacji; słowem - kot już gotowy. Wywabiłem go z szuflady, wyszedł ostrożnie i zaczął się rozglądać. Bardzo go zainteresowała kocia zabawka - myszka na długiej gumce - którą zaczął wąchać trącać łapą. Ciekawe były dla niego również sznurki przy mojej bluzie z kaprurem. Prawdziwym przebojem okazało się jednak różowe plastikowe kółko na palec przyczepione na drugim końcu gumki, kot po zobaczeniu go skoczył jak tygrys (ledwo zdążyłem cofnąć dłoń przed pazurkami) i zaczął je mordować. Nasza zabawa wyglądała więc tak, że trzymałem futrzastą myszkę w garści, od myszki odchodziła długa gumka, na końcu latało kółko, a kot gonił za nim jak wariat.

Za kilka minut pomyślałem, że czas na trochę oswajania z domem. Zacząłem wywabiać Małego do przedpokoju, w chwilach wahania przekupując go widokiem dyndającego z mojej ręki kółka. Kot dzielnie wyszedł z sypialni do przedpokoju, dotarł do drzwi do salonu, tam jednak chwyciła go blokada i czmychnął z powrotem do szuflady na pościel. Muszę tutaj oddać mu honory jako niezłemu akrobacie, bo pomiędzy brzegiem szuflady a dnem łóżka jest szpara może na 5cm i musi on dokonać pewnej sztuki, żeby się tam przecisnąć :)

Za godzine ponownie wysunąłem szufladę z kocią zawartością i znanym już kółeczkiem zaprosiłem do zwiedzania domu. Tym razem nie było już wielkiego wahania, obejrzeliśmy wszystkie pomieszczenia ze szczególnym uwzględnieniem lokalizacji kuwety i misek. Kot plątał mi się tuż obok nóg, parę razy prawie mnie przewracając. Pobawiliśmy się jeszcze trochę kółkiem, a potem znów wrócił do szuflady.

Trzeci raz już nie trzeba było kotka zapraszać, po jakimś czasie sam wyszedł z szuflady, przyszedł do dużego pokoju i zaczął gonić leżącą na podłodze myszkę (a dokładnie - oczywiście - kółko na końcu gumki). Bawiłem się z nim długo, potem chyba lekko już zmęczony ułożył się na narożniku, a ja zrobiłem mu seans głaskania, z akompaniamentem kociego mruczenia :)

Magda ustawiła sobie wcześniej w komunikatorze status "Mamy 2 niewidzialne koty". Po jej powrocie z pracy okazało się, że jeden z nich już się zmaterializował - Mały po trzecim wyjściu z szuflady darował już sobie powrót do niej i został w salonie. Trochę posiedział i poobserwował, sporo pozwiedzał zaglądając we wszystkie kąty, nawet jego chód stał się śmielszy: z początku przez przeszkody czy "przepaście" przechodził bardzo ostrożnie, łapa za łapą (patrz zdjęcie), a wieczorem pozwolił sobie na pierwsze susy. Bardzo ucieszyło nas to, że zaczął drapać specjalnie w tym celu owinięte sznurkiem sizalowym nogi od stołu (w założeniu mają to one spełniać funkcję drapaka, a nie np. narożnik :) ). Momentami nawet zaczął się po nich wspinać aż do dotknięcia blatu stołu...
Obrazek

Benia niestety postanowiła się jeszcze nie materializować. Cały dzień spędziła pod łóżkiem, w tunelu pomiędzy ścianą a tyłem szuflady na pościel, którą wcześniej upodobał sobie Mały. Kiedy zaglądaliśmy tam, siedziała skulona i wpatrywała się w nas wielkimi jak spodki oczami. To zdecydowanie nie był jeszcze dzień jej oswojenia, więc daliśmy Bengalince spokój. Około 10 wieczorem wyskoczyła na szybki kurs kuweta-miska z jedzeniem-miska z wodą-kuweta i wróciła pod łóżko. Bengalinkę mogliśmy sobie obejrzeć co najwyżej na zdjęciach :(

W nocy Mały dostał niezłej fazy na zaczepianie nas i koniecznie chciał łazić po naszych głowach. Dyskretne aluzje w postaci przenoszenia go gdzie indziej nie skutkowały, podobnie mówienie "psik!". Pewnie uznawał to po prostu za element zabawy :) W końcu konkretne zasyczenie i zaprychanie a la wkurzony kot odniosło skutek - trącająca łapka Małego zatrzymała się w powietrzu, kot spojrzał się na nas uważnie i ułożył w nogach łóżka. Odnieśliśmy chyba drobny sukces wychowaczy :)


Sobota 15.IX, czwarty dzień oswajania (się)

Dzisiaj Mały jest już kupiony. Szuflada pod łóżkiem poszła w zapomnienie, zaczynają się harce, skoki, gonitwy za zabawkami, badanie drzewa na balkonie, wynajdywanie ciekawych miejsc (czy wasze koty też pałają gorejącą miłością do brodzika w łazience?). Głaskanie rano jest jeszcze przyjmowane jako chęć zabawy (gonienie za głaszczącą ręką, chęć drapania lub przygryzania), ale kotek stopniowo okazuje się pieszczochem :) Lubi tradycyjne głaskanie po grzbiecie, wystawia gardło do drapania pod bródką, ciekawi go drapanie po grzbiecie przy nasadzie ogona, rozkokoszony pokazuje brzuszek, ku radości Magdy lubi również grę w "czekoladową łapkę" - tak Magda i jej siostra jako małe dziewczynki nazwały zabawę, w jaką bawiły się z okolicznymi kotami: bierze się kocią łapkę i delikatnie naciska na poduszeczki, jedna za drugą, tak aby wysuwały się pazurki. Nie każdy kot jest amatorem tej zabawy, ale Mały najwyraźniej w niej zagustował. Okazuje się, że jest również fetyszystą - lubi obwąchiwać i lizać nasze stopy :O
ObrazekObrazekObrazek

Obrazek Obrazek

Stan Bengalinki niestety rano bez zmian. Kot zainstalowany pod łóżkiem, za szufladą z pościelą. Zaglądamy do niej czasem i wołamy, ale to nic nie daje. Bengalinka zachowuje się wtedy tak, jakby jej tam nie było, jakby była zahibernowana. Wpatruje się w nas tylko wielkimi jak spodki oczami (wygląda wtedy jak Kot w Butach ze Shreka, tyle że jej spojrzenie nie jest proszące, ale mówi nam, że jesteśmy co najmniej potworami). Potem odwraca wzrok i patrzy się pusto np. w ścianę lub w podłogę. Magda (kończyła psychologię) porównuje to do zachowania ofiar molestowania seksualnego 8O Bardzo się o koteczkę boimy :(

Wywabiania Bengalinki z kryjówki bynajmniej nie ułatwia nam Mały :) Co się schylimy, zawołamy "kici-kici", podsuniemy jakiś smakołyk lub zaczniemy nęcić kocią zabawką - Mały pojawia się z dokładnością szwajcarskiego zegarka i zaczyna dobierać się do atrakcji przygotowanych do Bengalinki. Zainteresuje się przysmakiem, zacznie rzucać na zabawkę, lub po prostu łazi i się do nas łasi... Wykorzystujemy ten fakt i próbujemy jeszcze jednej taktyki, "na zazdrośnicę" - ostentacyjnie bawimy się z Małym, głaszczemy, pieścimy, ten mruczy jak traktor, a wszystko tak, żeby Bengalinka widziała. Niech wie, co ją czeka, jak wyjdzie... Niestety, to też nie odnosi efektu. Również głaskanie przez szparę między łóżkiem a ścianą, które zachęciło Małego do wyjścia, nie działa; Benia odsuwa się od ręki.

Wieczorem zdesperowani postanawiamy spróbować powtórzyć na Beni inny numer, który poskutkował w przypadku Małego, to jest odrobinę zmotywować ją do wyjścia ręcznie. Zakładam rękawice, wkładam rękę między ścianę a łóżko i delikatnie przesuwam ją w kierunku brzegu łóżka. Kot przesuwa się unikając mojego dotyku, potem wyskakuje spod łóżka i ląduje na parapecie okiennym, za zasłonką. Cóż, ten sposób nie zadziałał tak jak u Małego :( Magdełe siada niedaleko, mówi do Bengalinki, pokazuje zabawki, podkłada kawałki kocich smakołyków. Trwa to z dziesięć minut. Już mamy rezygnować, bo wielkie kocie oczy niedwuznacznie mówią nam, że jesteśmy co najmniej straszni, a tu nagle kot zaczyna lizać kawałek jedzonka. Liże, liże, potem zjadł. Magda położyła drugi - Benia polizała, potem również zjadła, a następnie wróciła w "tryb hibernacji". Magda zaczęła delikatnie głaskać Benię po łapce. Kot nie poddał się pieszczotom, ale i nie zwiał ani nie zabrał łapy, tak więc chyba jest to jakiś sukces... Po minucie takiego lekkiego głaskania Bengalinka skoczyła z powrotem pod łóżko, a my postanowiliśmy więcej już jej dziś nie stresować.

Przed spaniem poprzewalaliśmy się jeszcze z Małym, po czym Magda zasnęła, a ja w łóżku pracowałem jeszcze trochę na laptopie. W pewnym momencie widzę, jak Bengalinka wychodzi spod łóżka i idzie zwiedzać mieszkanie. Słychać było różne odgłosy, a tu szeleszczenie jakichś papierów, a to skoki i lądowania, a to trącone naczynia. Z mojego miejsca w łóżku miałem widok na fragment przedpokoju, w którym jest wieszak na ubrania i szafka na buty. Spoglądam raz w tamtym kierunku, a tu Bengalinka dobiera się do sznurków zwisających z kurtki Magdy. Popodgryzała je trochę, a potem zaczęła polować na sznurowadła wystające z butów. Czasem skoczy na buta, usiądzie na nim i gryzie sznurówkę, potem zeskoczy i zacznie ją prać łapą, czasem nawet zaczęła się przewalać na grzbiecie i łapać sznurowadła wszystkimi czterema kończynami. Patrzę na te popisy i myślę - "oho, koteczka jest w nastroju zabawowym", po czym pojawia mi się nad głową mała żaróweczka pomysłu :) Łapię za myszkę-zabawkę i niby to przypadkiem myszka ląduje w polu widzenia koteczki. Ta szybko na nią spogląda z zainteresowaniem, po czym patrzy na mnie i udaje, że tak naprawdę wcale jej to nie interesuje. Nagle nadzwyczaj istotne staje się obwąchanie otoczenia, a potem dokładne umycie pyszczka i łapek. Potem jednak kotka znów patrzy się na myszkę, przyczaja po kociemu, zatrzęsie dupką i skacze na nią. Bawiła się z myszką jak mały kociak :) Oczywiście tak się jakoś dziwnie składało, że myszka lądowała coraz bliżej mnie, a w końcu zaczęła się unosić nad podłogą, na wysokości łóżka. I tu znów manewr, który poskutkował na Małego, nie wypalił: Bengalinka stwierdziła, że limit odwagi został wyczerpany i czmychnęła do kryjówki; prowokacja do skoku na łóżko nie udała się. "Trudno, spróbujemy jutro" pomyslałem, po czym na moje przykryte kołdrą nogi nagle łupnęło coś ciężkiego. To Bengalinka przeczołgała się pod łóżkiem i skoczyła z drugiej strony wprost na kołdrę :) Podreptała, powęszyła, potem wystraszyła się sygnału z laptopa informującego o wyczerpanym akumulatorze, skoczyła pod łóżko i tyle ją widzieliśmy.

Za to Małego widzieliśmy tej nocy aż w nadmiarze. Jest to niewątpliwie jeden z mniej oczekiwanych widoków, kiedy po przebudzeniu w nocy widzi się tuż nad sobą czarny koci pyszczek wpatrujący się ciekawsko :kotek: :arrow: 8O


Ciąg dalszy nastąpi :)

M+M

 
Posty: 9
Od: Czw wrz 13, 2007 19:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 17, 2007 8:13

Jesteście wymarzonymi opiekunami dla wszystkich zajmujących się adopcjami. Strasznie się cieszę, że to właśnie nasze koty do Was trafiły.

Bengala narobiła nam wstydu... :oops: Histeryczna kokieta, no. :twisted:
Ale wiem, że sobie poradzicie z jej humorami. :D
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Pon wrz 17, 2007 8:28

Cudnie!! Cudnie!! Cudnie!! :D :D :D
Obrazek

maggia

 
Posty: 17535
Od: Sob gru 02, 2006 12:13
Lokalizacja: Poznań/Luboń

Post » Pon wrz 17, 2007 10:00

Super relacja, z waszą konsekwencją i anielską cierpliwością na pewno niedługo wam się uda udomowić i koteczkę, biedna musi miec nie lada powód aby bać się ludzi.

galleana

 
Posty: 1328
Od: Sob wrz 08, 2007 19:52
Lokalizacja: Lublin

Post » Pon wrz 17, 2007 10:17

Przeczytałam, jak zwykle z przyjemnością :D:D:D
Wasze "podejscie" jest cudowne...
Obrazek

dzikus

 
Posty: 8809
Od: Nie paź 02, 2005 16:42
Lokalizacja: śląsk

Post » Pon wrz 17, 2007 19:13

Sonia miała 7 miesięcy, kiedy ja do nas przywieziono. Siedziała pod łóżkiem lub za lustrem równo miesiąc. Teraz jest jedną wielką przytulanką...i tego oczywiście Wam życzę - dwóch przytulaków...

izaA

 
Posty: 11381
Od: Nie wrz 25, 2005 14:09
Lokalizacja: Warszawa-Wesoła

Post » Pon wrz 17, 2007 19:25

Życzę sukcesów w dalszym oswajaniu kotów i siebie! :) Żeby Mały zaprzestał nocnych praktyk, a Bengalinka rozpoczęła dzienne praktyki ;)

Malati

 
Posty: 4660
Od: Nie sie 19, 2007 12:20
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto wrz 18, 2007 2:32

Niedziela 16.IX, oswajania dzień piąty

Dzisiaj byliśmy trochę wredni. Postanowiliśmy dać Bengalince szansę na wyjście z kryjówki poprzez... likwidację tejże :P Ulubione miejsce Bengalinki do przeczekiwania wabienia jej przez te okropne dwunożne potwory i w ogole wszystkiego innego znajdowało się pod łóżkiem, między tyłem szuflady na pościel a ścianą. Robił się tam tunel długi na całą długość łóżka i szeroki na może ze trzydzieści centymetrów. W sam raz na kota, który nie ma zbytnio zamiaru spoufalać się z okolicą. Benia spędzała tam większość poprzednich dni. Była tam nieźle okopana i doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie, jeśli - nawet jeśli chce się dalej kryć - będzie to robić w innym miejscu, tam gdzie będzie mogła nas lepiej widzieć, słyszeć i czuć :) Chodziło po prostu o przyzwyczajenie jej do naszej obecności, że jest ona naturalna i nic złego się wtedy nie dzieje. Szuflada została więc komisyjnie dopchnięta aż do samej ściany (oczywiście podczas nieobecności Bengalinki :) ).

Muszę powiedzieć, że trochę ten niecny uczynek pomógł. Bengalinka dalej chowała się w tej okolicy, ale tak jak planowaliśmy, była już bliżej nas. Musi pogodzić się z tym, że nie da się na dłuższą metę przed nami uciec :P
Obrazek

Mały śmiga po domu jak czarny diabełek, zagląda we wszystkie kąty, po kwadransie wariactwa zapada w krótką drzemkę a potem czynność powtarza. Jest teraz w wieku już nie kociątkowym, ale jeszcze nie dorosłym - taki koci podrostek, któremu wydłużają się łapy i miauczy czymś pośrednim między kociakowym "mił" a kocim "miau", w rezultacie brzmiąc troche jak Mogwai z filmu o Gremlinach. Jedną z przerw-drzemek urządza sobie na moich kolanach. Najpierw śpi zwinięty w kłębuszek, a potem rozciąga się jak akordeon na całą swą długość. Dobrze jest jemu i dobrze mi :)

Bardzo śmiesznie Mały zareagował na włączenie filmu z projektora. Stanął na środku pokoju jak wryty i gapił się na ekran chyba ze dwie minuty. Tylko łepek mu chodził za akcją filmu. Potem obrócił się do nas, wskoczył pomiędzy nas na narożnik i ułożył się wygodnie. Nie wiem, czy spał, czy oglądał razem z nami ;), w każdym razie przeleżał pomiędzy nami cały seans. Pod wieczór uraczył nas również pierwszym kocim powitaniem w jego wykonaniu - wyszliśmy na godzinę z domu, a kiedy otworzyliśmy drzwi wracając, wyszedł do nas i zaczął się łasić.
ObrazekObrazek

Wieczorem Mały towarzyszył Magdzie w buszowaniu po necie w sypialni. Ja siedziałem przy komputerze w salonie i pisałem relację z któregoś dnia, a Benia w tym czasie wyszła na wieczorny kurs kuwetowo-miskowy. Widać, że jej kursy stają się już spokojniejsze, ale ciągle ignoruje nasze wołania. Dziś spotkała ją jednak druga, tym razem niezamierzona przez nas niespodzianka. Mały rozprawił się wcześniej z całą zawartością misek i nie zostało w nich nic do zjedzenia... Siedziałem sobie na fotelu, wtem z kuchni słyszę dziwne długie miauki, coś jakby wspomniany Mogwai zamieniał się już w Gremlina. Po następnych zdarzeniach szczęka mi opadła, stuknęła o podłogę i potoczyła się pod szafę 8O : nagle z kuchni galopuje wprost na mnie Bengalinka, wali mnie łepkiem w nogi, łasi się i mrauczy, daje głaskać wciskając się w rękę i goni z powrotem do misek. Okazało się niniejszym prosze Państwa, że wyszło szydło z worka i jak się chce, to się da być miłą i odważną. Po tej akcji Bengalinki przestałem się bać, że kotek taki strachliwy, że wszystko takie groźne, a te dwunogie potwory to już najbardziej. Nie dawało się głaskać, bo nie chciało się być głaskanym :roll: Teoria ta szybko znalazła swoje potwierdzenie - po napełnieniu miski Bengalinka wróciła do ignorowania mnie.

Coś jednak w niej się zmieniło. Kot w porównaniu do zachowania sprzed kilku dni był w widoczny sposób spokojniejszy i pewniejszy. Kiedy siedziałem później w nocy i dalej tworzyłem te gryzmoły, Bengalinka całkiem beztrosko bawiła się zabawkami, drapała kocyk czy goniła za "faflokiem" (piłeczka-jeż z gumek):
Obrazek

http://www.youtube.com/watch?v=QUT2VnDfPrk

Próbowałem jeszcze tej nocy oswoić troszkę Benię przez zabawę. Spodobała się jej zabawka-myszka, ta sama za którą (ale "obróconą o 180 stopni", tj. za kółkiem na drugim końcu gumki) szaleje Mały. Podrzucam jej tą myszkę, Bengalinka chyba jest w zabawowym nastroju, bo nawet chętnie zaczyna się nią bawić. Myszka oczywiście nie po to jest na gumce, żeby w końcu nie znalazła się przy mnie :twisted: Wtedy, korzystając z zaaferowania kotki, próbuję lekko ją pogłaskać. Bengalinka ugina się natychmiast unikając dotyku i odbiega, ale po minucie czajenia znów bawi się myszą, mysz przesuwa się do mnie itp. Po jakimś czasie kończę zabawę i siadam do komputera wysłać mój poprzedni post w tym wątku. Kotka patrzy się na mnie dość długo, po czym wydaje mruko-miauknięcie, wskakuje na stół przy którym siedzę i układa na parapecie obok mnie. Nie chcę jej więcej dziś stresować, więc nie próbuję już jej głaskać, podziwiam ją tylko trochę i idę spać.
Obrazek


Dziękuję za wszystkie Wasze ciepłe posty, serdecznie pozdrawiam i do następnego odcinka :)
Michał

M+M

 
Posty: 9
Od: Czw wrz 13, 2007 19:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto wrz 18, 2007 18:53

No to poszły konie po betonie 8) teraz już będize tylko z górki...mój mąż też oswił koty ze sobą "na jedzenie"...tylko, że on karmi z ręki 8)

izaA

 
Posty: 11381
Od: Nie wrz 25, 2005 14:09
Lokalizacja: Warszawa-Wesoła

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Barbasia, Google [Bot] i 221 gości