Witam-przepraszam, że długie

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon kwi 21, 2003 15:03

Oprocz ogólnego leczenia, przy chlamydiozie dobrze jest podawać odpowiednie leki, maści, również do oczu. Nie wszystkie oczne leki na chlamydię działają... większoć nie dziala.
Dobrym specjalistą od oczu jest dr Garncarz, nie wiem, czy przy takiej nawracajacej infekcji nie warto byłoby do niego pójść...
W Warszawie oczywiście.

Kazia

 
Posty: 14027
Od: Pt maja 24, 2002 13:46
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon kwi 21, 2003 16:34

W zeszlym roku Ofelia miala podobny problem z Samuelem, tez byl chory i chciala zglosic to do zwiazku.
"Wtedy myslalam o powiadomieniu zwiazku, ale tam raczka raczke myje. Nie sądzę, żebym miała jakiekolwiek szanse. To raczej ja teraz nie mogłabym się zarejestrowac, bo ta hodowczyni zrobiła ze mnie rozhisteryzowaną panienkę (tak do mnie pisała). Każdy kij ma dwa końce. " - to slowa Ofelii.

Wiec wcale nie jest tak latwo zglosic po postu hodowli, zwlaszcza jak jest oceniana jako doskonala...co czasem mija sie z prawda..chyba, ze okreslimy to jako "doskonala produkcja". Pamietajcie, ze ktos kto kupuje kociaka, jest nowy w zwiazku. Nie kazdy ma ochote na klotnie z czlonkami zwiazku, do ktorego chce nalezec.

Hodowca, od ktorego ja kupowalm Oli, byl oburzony, ze sprawdzalam jego hodowle w zwiazku...a to bylo wg mnie normalne zachowanie. Co by bylo gdybym powiedziala, ze oddal kota z chorym oczkiem, ze szczepil dzien przed wyjazdem kota doskonale wiedzac, ze odbior ma sie odbyc wlasnie w nastepnym dniu.
Toffie, Bajek, Bździągwa, Julian

kinus

 
Posty: 16452
Od: Pon mar 03, 2003 23:22
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon kwi 21, 2003 16:57

Hm... ale w ten sposob wszyscy po kolei daja przyzwolenie na takie praktyki...

Wiecie... mnie to wlasciwie nie dotyczy... szansa, ze kiedykolwiek kupie rasowego kota jest nikla, ale kotow mi szkoda. Bo to one cierpia przez to, ze "hodowcy" sobie to olewaja. A olewaja bo sa bezkarni.

A sa bezkarni, bo takie przypadki nie sa zglaszane...

Co wcale nie znaczy, ze nie rozumiem, ze to moze byc nieprzyjemne, a na dodatek mozliwe, ze trudne do udowodnienia...
Ale gdyby zalozyc, ze by sie skargi powtarzaly to moze by wladzom zwiazku dalo to cos do myslenia?
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87880
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Pon kwi 21, 2003 16:58

kinus pisze: Nie kazdy ma ochote na klotnie z czlonkami zwiazku, do ktorego chce nalezec.
Po pierwsze, takie zgłoszenie wcale nie musi mieć cech kłótni. A jeśli jakaś hodowla zgromadzi kilka PISEMNYCH negatywnych komentarzy, które zostaną odnotowane w odpowiednich annałach, choćby jako "pismo przychodzące", czy jakoś tak (nie znam się za bardzo na prowadzeniu dokumentacji w biurach), to może wreszcie zacznie się coś dziać w kierunku polepszenia sytuacji w niefrasobliwie prowadzonych hodowlach.
Po drugie - postępowanie, o którym piszesz ma cechy działania "CWD" czyli "Chroń Własną D***". A lepiej chyba chronić dobro zwierząt. :wink:

ana

 
Posty: 24733
Od: Śro lut 20, 2002 21:56

Post » Pon kwi 21, 2003 17:08

Swego czasu bylam wplatana w sprawe miedzy hodowca (psow) a nabywca szczeniaka. Szczenie umarlo kilka dni po zakupie - pozostale szczeniaki z miotu byly zdrowe i w doskonalej formie.
Wlasciciel szczeniecia zrobil mu sekcje ktora stwierdzila tylko ze psiak mial uszkodzona watrobe - nic wiecej. Przez czas choroby zwierzecia i po jego smierci hodowczyni caly czas oferowala swoja pomoc i zwrot pieniedzy - a wiec dobrej woli odmowic jej nie mozna.

Jednak wlasciciele zwierzecia oddali sprawe do sadu - ze zostali narazeni na straty moralne z powodu sprzedania im szczeniecia o ktore hodowczyni nie dbala i spowodowala u niego uszkodzenie watroby (w zaden sposob nie byli w stanie udowodnic ze choroba nie byal wrodzona lub ze do uszkodzenia doszlo juz u nich, sekcja nie stwierdzila tez ze to ta watroba byla przyczyna smierci - szczenie w dniu zakupu, juz u nowych wlascicieli spadlo ze stolu, a ze byl to York, wiec wysokosc byla dla niego ogromna, biegly o tym wiedzial - nie raczyl tego uwzglednic).
Opinia bieglego ktorego sobie zalatwili byla tak tandetna i kretynska ze inny biegly wzial ja sobie coby studentom na poprawe humoru pokazywac.

Sprawe wygrali.... Hodowczyni musiala im zaplacic odszkodowanie za straty moralne...

Moze to jest sposob? Po prostu oddac sprawde do sadu?
Ja - gdybym kupila zwierze z hodowli, rasowe i byloby chore a hodowca robilby jakies numery - od razu bym oddala sprawe do sadu - wlasnie o szkody moralne. Skoro w tamtej sprawie, bez zadnych dowodow, wlasciciele zwierzecia wygrali - to mysle ze jest na to szansa rowniez w takiej sytuacji. I ze to by byla lepsza nauczka dla "hodowcy" nic skarga do zwiazku.

Kamilo - dlaczego nie masz umowy kupna - sprzedazy?... To kocieta rasowe? Z rodowodem?

Blue

 
Posty: 23902
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Pon kwi 21, 2003 17:13

Zgadzam sie z Wami, z tego co wiem, kotka, od ktorej mam Oli, ma byc sterylizowana po tym miocie. Dlatego tez po prostu napisalam tylko do hodowcy, zeby wet obejrzal pozostale kocieta, bo wszystkie mialy ropke. Moja kocia na szczescie nie ma kociego kataru. Mysle jednak, ze gdyby miala, domagalabym sie wyciagniecia jakichs konsekwencji. W mojej wypowiedzi chodzilo mi raczej o to, ze rozumiem ludzi, ktorzy tego nie robia.
A tak nawiasem mowiac jak rozmawialam z pania, ktora ma kotka z hodowli, o ktorej pisalam, ona sama chwalila te hodowle 8O mimo ze odebrala kocie za wczesnie i z katarem. Stwierdzila, ze co drugi kociak tak ma i ze tam bylo tyle kociat, ze nic dziwnego. Nie uwazam, ze jestem przewrazliwiona, ale co zrobic, gdy ktos kupuje kotka i w ten sposob ocenia hodowle?
Toffie, Bajek, Bździągwa, Julian

kinus

 
Posty: 16452
Od: Pon mar 03, 2003 23:22
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon kwi 21, 2003 17:19

Koty w hodowli nie maja prawa byc chore ani byc nosicielami zadnych chorob zakaznych - jesli jakas hodowla jest taka masowka ze kocieta tam laza po kocietach i jest ich cale stado, na dodatek co drugi ma infekcje oczu - to ja bardzo dziekuje za taka hodowle :(

Blue

 
Posty: 23902
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Pon kwi 21, 2003 21:06

Taka hodowla to nie hodowla. To "pseudohodowla" prowadzona niby legalnie i pod sztandarem związku. Moim zdaniem powinno się takie hodowle zgłaszać do macierzystego związku, niezależnie od tego, czy chce się potem samemu do tego związku należeć czy nie.

Oberhexe

 
Posty: 23476
Od: Nie sie 18, 2002 21:34
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon kwi 21, 2003 21:47

Umowy niestety nie posiadamy, rodowody tak. Powinnam być już mądrzejsza bo podobną sytuację miałam przy zakupie psa .Niestety po raz kolejny widok odebrał mi rozum i racjonalne podejście do życia.
Miałam przeprawę z hodowcą w ZK pomimo tego, że miałam komplet badań, wszystkie rachunki i orzeczenie lekarza, że w dniu zakupu psa od hodowcy zgłosiłam się do lecznicy bo miał krwotoczną biegunkę wymiotował i załatwiał się robakami nic nie zyskałam a raczej straciłam trochę zdrowia i ogromną ilość nerwów i masę pieniędzy aby doprowadzić psiaka do zdrowego stanu. Sąd koleżeński zaproponował mi drogę sądową ( założenie sprawy cywilnej) jak wszyscy wiedzą nie dość , że czeka się bardzo długa na to aby sprawa wypłynęła to jeszcze koszty nie są małe więc odpuściłam. A hodowca dalej cieszy się dobrą opinią.

Koty, lekarz próbował osłuchać ale bez większego efektu bo cały czas mruczały i nic nie było słychać. Krew nie była pobierana.
Walenty miał zdecydowanie lepsze oczy do momentu pojawienia się kocicy podejrzewam, że jeszcze osłabiony organizm w mig podłapał świeże paskudztwo jakie przyniosła kocica. Która również była uprzejma zapchlić całe stadko :-(
Rozmawiałam z hodowcą na temat problemów zdrowotnych ale odpowiedz była jedna zmiana otoczenia, stres a na końcu usłyszałam, że Cornish rex to straszne brudasy i dlatego takie złe wrażenie zrobiła na lekarzu. Doszłam do wniosku, że nie ma co dyskutować z hodowcą bo szkoda nerwów, poinformowałam ją, że powinna przebadać całe stado i rozpocząć leczenie co zrobiła , niestety nie wiem.

Co do podawania produktów nabiałowych moje koty nie wezmą tego do paszczy-podejdą do miski ostentacyjnie wygrzebią na stół i najzwyczajniej w świecie pójdą.
Wystarczy mi ganiania ich po mieszkaniu jak zbliża się pora podawania antybiotyku czy podawania kropli do oczu. Wyglądam jakbym całe dnie biegała po różach :-)
Może ktoś z was może mi polecić sprawdzonego veta z Sulejówka lub Starej Miłosnej? Maluchy nie najlepiej znoszą jazdę samochodem.


Bardzo dziękuje za pomoc.

Kamila

 
Posty: 15
Od: Pon kwi 14, 2003 18:05
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon kwi 21, 2003 22:16

Kamila pisze:Koty, lekarz próbował osłuchać ale bez większego efektu bo cały czas mruczały i nic nie było słychać.

W takiej sytuacji dobry skutek daje np. nagłe puszczenie wody z kranu obok kociaka. Na chwilę przestaje mruczeć i można coś usłyszeć :wink:

Estraven

 
Posty: 31460
Od: Pon lut 04, 2002 15:30
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon kwi 21, 2003 22:23

dr Hodorek - Anin - 812-64-33
dr Salewicz - Wesola - 773-92-54
Nie bardzo wiem, jak to blisko jest...

To nieprawda, że Cornishe to brudasy.
Brudas jest hodowca najwyraźniej.

Na pchły polecam Frontline, najlepiej w rozpylaczu, bo przy psach zdarza sie lapać...
Nie trzeba psikać tak dużo jak w instrukcji, wystarczy 1-2 psiknięcia na kark u nasady głowy i rozetrzeć po calym kocie. Teoretycznie starcza na 3 tygodnie.

Kazia

 
Posty: 14027
Od: Pt maja 24, 2002 13:46
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon kwi 21, 2003 22:35

Falka pisze:
zuza pisze:Zglaszanie do zwiazku nic nie daje wlasnie dlatego, ze ludzie tego nie robia :evil:
(...)jakby tak zmusic "hodowcow" pare razy do zaplacenia za leczenie to moze oplacaloby im sie bardziej dbac o koty.


Otóż to. Zuza ma rację. Należy takie przypadki zgłaszać i żądać od hodowcy (z poinformowaniem o tym związku) zwrotu kosztów leczenia.


Podpisujemy sie pod tym łapkami i pazurkami :wink:
I czekamy na zdjęcia, bo i wśród nas jest syjamek!

mini2

 
Posty: 410
Od: Sob lut 01, 2003 9:35
Lokalizacja: Toruń

Post » Wto kwi 22, 2003 0:21

No właśnie... też myślałam o dochodzeniu swoich praw wtedy... ale cóż...
Skoro kociak z chorym okiem wszedł na wystawę, tzn. że nikt na to nie zwraca uwagi... chociaż Samuel jako jedyny przybył na wystawę później...
Dużo nerwów kosztowały mnie kłótnie, nie wyobrażam sobie sprawy sądowej.
Musiałabym wciągać w to inne osoby - dziewczyny, które widziały Samuelka na wystawie. Wetkę, która jednocześnie zajmowała się i Samuelem i hodowlą z której był - na czyją korzyść by zeznawała :?

Nie wiem jakie jest dobre wyjście z takiej sytuacji - drobiazgowa umowa i weterynarz przy odbiorze kociaka? :roll:

Ofelia

 
Posty: 19437
Od: Wto lut 05, 2002 17:16
Lokalizacja: W-wa

Post » Wto kwi 22, 2003 8:52

Ale co w przypadku, gdy bierzesz kotka z zupelnie innego miasta ? szczegolnie jak to jest male miasteczko...tam sie wszyscy znaja, wiec efekt ten sam, chyba zeby weta zrobic wspolodpowiedzialnym. I zawrzec jakas klauzule o poswiadczeniu nieprawdy przez hodowce i weta. I oczywiscie info, ze spory beda w sadzie rozpatrywane - cywilnym a nie kolezenskim zwiazku.

Moze to by wystraczylo?
Toffie, Bajek, Bździągwa, Julian

kinus

 
Posty: 16452
Od: Pon mar 03, 2003 23:22
Lokalizacja: Poznań

Post » Wto kwi 22, 2003 9:55

Blue pisze:Jednak wlasciciele zwierzecia oddali sprawe do sadu - ze zostali narazeni na straty moralne z powodu sprzedania im szczeniecia o ktore hodowczyni nie dbala i spowodowala u niego uszkodzenie watroby (w zaden sposob nie byli w stanie udowodnic ze choroba nie byal wrodzona lub ze do uszkodzenia doszlo juz u nich, sekcja nie stwierdzila tez ze to ta watroba byla przyczyna smierci - szczenie w dniu zakupu, juz u nowych wlascicieli spadlo ze stolu, a ze byl to York, wiec wysokosc byla dla niego ogromna, biegly o tym wiedzial - nie raczyl tego uwzglednic).


Zastanawiam się, czy w tym wypadku było to sprawiedliwe, obciążanie winą hodowcy za straty moralne.

Eva

 
Posty: 2399
Od: Wto lut 05, 2002 17:24

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Bianka 4 i 59 gości