Kolejna relacja już nadchodzi

wczoraj jak wróciłam od Dudusia, byłam tak zmęczona, że padłam jak kamień..
we wtorek dotarli do weterynarza, a tam z kota wyszedł diabeł..

wet chciał mu wyczyścić uszy.. w ruch poszło wszystko w co kot jest wyposażony, z drugiej strony gumowe rękawice, masa rąk do trzymania.. istna wojna! wet zdecydował się go uśpić do zabiegu... więc do nowego domku dotarł w nietęgim humorze

wet jednak ocenił, że oprócz uszu, wygląda na zdrowego

nic nowego, prawda? hehe.. dał Iwonie kropelki do uszu (oridermel) i do kontroli za 2 tyg. W domku, korzystając z małej ruchliwości "potwora" zostały wykonane zabiegi pielęgnacyjne, więc ostatnie pokłady kołtunków są usunięte. Jak tylko kocio odzyskał sprawność ruchu, zaczął chodzić... chodził i chodził ... i tak przez 3 godziny zwiedzał, po czym padł na pyszczek

nic dziwnego, miał strasznie emocjonalny dzień!
w nocy przebiegł sobie po nowych opiekunach, wlazł do skrzyni na pościel i tam spał:)
wczoraj pojechałam do nich i siedziałam prawie cały dzień. zawsze jak tam wpadnę to ginę

Duduś doszedł do siebie po zabiegu, więc oto jak wygląda sytuacja na "trzeźwo". Myślę, że oprócz uszu kocio czuje się w nowym miejscu dobrze. Wygląda tak, jakby spędził tam nie jeden dzień, ale duuużo więcej! biegnie do kuchni jak tam coś usłyszy, ugniata Iwonie brzuch i doprasza się o mizianki, mruczy na zawołanie, a co doprowadza mnie do szaleństwa - te jego oczy! wystarczy się do niego odezwać, a patrzy na Ciebie tymi miodowymi słodyczami i wyraźnie słucha!!! niesamowite wrażenie. chodził rano za Iwoną po wszystkich pokojach, budził z nią dziewczynki, robił śniadanie..

także chyba wygląda dobrze co?
Zaskoczył nas strasznie przy obiedzie, bo był bardzo zainteresowany naszym daniem. Siedział z nami na kanapie i wyraźnie dopominał się o swoją porcję z talerza!! a wchodzenie na stół po jedzenie, jest jakby dla niego codziennością! czuł się chyba trochę zaskoczony, że tym razem nic nie dostał z talerza

dlatego uważam, że jak na pierwszy dzień, było super. Jedyne co jeszcze da się zauważyć, to pewna nieśmiałość.. bawi się, jak się go zachęci, ale sam nie biega, nie zaczepia jak młody kociak.. jak by był troszkę zamulony..nie wiem. Miałam czasem wrażenie, że jeszcze nie bierze tego wszystkiego na serio, jakby myślał, że to wszystko tylko na chwilę, nie jego. Iwona mówi, że jego oczka jeszcze są smutne....

Mam nadzieję, że to tylko sprawa choroby i obycia z nową sytuacją. To niewątpliwie zmiana w jego życiu, więc pewnie potrzebuje trochę czasu.. jak myślicie?
Co jeszcze wczoraj zauważyłyśmy, to to, że jego lewe oczko trochę ropieje, czasem je trze jakby go swędziało.. Iwona dzwoniła do lekarza, powiedział, żeby zadała mu zieleń świetlika. Zastanawia mnie, skąd to mogło się wziąć.. w schronisku chyba nic mu nie było w to oczko?
Poza tym wszystkim, to dopiero wczoraj odkryłam jaki kociak jest chudziutki! Gdyby nie jego futro, żal byłoby patrzeć. Nie wiem, skąd te 2,5 kg na wadze. Ale ma apetyt, je pięknie, więc myślę, że ubytki wkrótce nadrobi

Mój Urwis z kolei, oczywiście jak tylko się obudził, wyczuł, że miał w domu nieproszonego gościa i zaraz włączył mu się wisielczy humor.. kot niedotykalski był wyraźnie obrażony.. mam wrażenie, że on czuje się w takich momentach ZDRADZONY!!! zaraz włącza mu się lampka - nie dotykaj, masz innego. warczy, syczy, gulgocze.. rzuca się z zębami i najlepsze - chce się wyprowadzić z domu!!! wtedy puszczamy go na klatkę schodową i leżąc na swojej wycieraczce cierpi kocia dusza.. kot się sam eksmituje

zwykle trwa to krótko, tak długo jak czuje innego kota.. wczoraj go jeszcze trzymało, mam nadzieję, że dziś odzyska humor
Wracając jeszcze do Dudusia, to straszny z niego czyścioch. Szoruje to swoje futerko z wielkim namaszczeniem. Już niedługo będzie lśnić
Dziś znów do niego jadę, jak widzicie porzuciłam studia dla kotucha

ale powstrzymać się nie mogę, jak już wyjadę do Pz to nie wiem kiedy wrócę na dłużej... zaraz dokleję porcję fotek z wczoraj
