Mnie nie wolno oglądać żadnych kotów do adopcji! Nie wolno i kropka. Nie wolno mi przeglądać Allegro, bo kursor sam się kieruje do działu z kotami... Nie wolno mi czytać Miau, bo oczy mi się robią spuchnięte i czerwone. Nie wolno...
Wiedziona jakimś hipnotycznym amokiem, wlazłam znów na Allegro. No i zobaczyłam... Apel o domek dla kociaka bez oczu. Straszne! Kicia cudem wyrwana od niechybnej śmierci w jakiejś fabryce, zawieziona do weterynarza usłyszała, że jak trafi do schroniska, to tylko po to, aby zostać uśpioną. Zgroza! Mały, zdrowy ogonek, pełen wigoru i ciekawości świata ma tak niewiele przeżyć? Nie zgadzam się!!! Veto!!! Uśpić weterynarza – na pewno ma jakąś wadę.
Maleńkie, bure futerko przyjechało do mnie w niedzielę w okolicy godzin południowych. Nim zdążyłam podpisać umowę adopcyjną kicia już chciała się ze mną bawić. Od razu podbiła moje serducho.
Koty przyjęły kociaka dość chłodno na początku. Po dwóch dniach kitka zachorowała.
Okropnie wymiotowała! Biegałam do weta codziennie, żeby zbadać, osłuchać, dać leki na powstrzymanie wymiotów i coś na wzmocnienie. Dopajałam kiciątko strzykawką i podawałam antybiotyk. Trzecia noc choroby wydawała się być jej ostatnią. Łzy ciekły mi nieprzerwanie po twarzy. Szykowałam się emocjonalnie na pożegnanie... Gdzieś w sercu jeszcze tliła się nadzieja. Wzięłam kicię do łóżka na poduszkę i prawie całą noc głaskałam, mówiłam do niej i płakałam. Rano obudziłam się z kicią w tej samej pozycji ale ciepłą i jakby bardziej zainteresowaną światem. To był pierwszy dzień nowego życia mojej Psotulki. Muszę tu nadmienić, że moje starsze koty zachowały się cudownie. Kiedy kicia zmożona chorobą leżała i prawie się nie ruszała, Totek i Plisia na przemian podchodziły do małej i wylizywały ją. Wydawało mi się, że maleństwo czuło się wtedy bardzo kochane i potrzebne. Musiałam tylko pilnować, żeby Psoci nie zalizały na amen. To był początek wielkiej miłości.
Dziś po chorobie nie ma śladu. Psotula zatrzęsła całym domem. To ona, choć jeszcze jest kociakiem pierwsza zjada z miski (i gdzie tu słynna kocia hierarchia?). To ona dyktuje towarzystwu kiedy jest czas na spanie, a kiedy na zabawę.
Czas płynął, Psotka rosła a ja obserwowałam jak Totuś zakochuje się w nowej towarzyszce. Pokochał małą całym swoim kocim serduszkiem. Stał się jej nauczycielem i opiekunem. Cierpliwie pokazywał Psoci, gdzie można się wdrapać i jak wskoczyć na najwyższe półki. Są nierozłączni! Razem śpią, razem jedzą, razem dokazują. Psotka radzi sobie świetnie. Nie obija się o meble (nawet te ruchome), wskakuje na znaczne wysokości i dosłownie wszędzie wciska swój czarny nosek.
Psotka nie ma oczu. Podobno taka się urodziła, choć wet miała wątpliwości. Nie zaszyłam jej powiek. Nie ropieją jej oczodoły, a o higienę doskonale dbają Totek i Plisia. Kilka razy dziennie obserwuję jak Psocia z lubością zadziera łepek a koty ją całą myją. Swoją drogą takiej to dobrze
Plisia traktuje Psotkę jak swoją córcię. Oczywiście dba o nią, przytula i wylizuje od czubka nosa, po sam koniuszek ogonka. Nie pozwala jednak włazć sobie na głowę – i dobrze! W końcu Plisieńka, to stateczna pani. Zasiada więc czasem na witrynce, z wielce wymowną miną starej kwoki i z góry obserwuje harce pozostałych futerek.
Po Psotuni zupełnie nie można poznać, że nie widzi, zwłaszcza kiedy "wygląda" zza framugi. Bezbłędnie znajduje wszystkie piłeczki i myszki, które wcześniej porozrzucała po całym mieszkaniu. Na klamce mam zawieszoną starą torebkę - koszyk, w której trzymam zabawki. Psotka, kiedy jej się nudzi (choć to bardzo trudne, bo koszyk się huśta) wdrapuje się tam i wyrzuca wszystko co jej się podoba, a ja chodzę i klnę pod nosem zbierając wszystko na powrót do koszyka.

- Totuś opiekuje się maleństwem podczas choroby.
