Pierwszy spotkany kot - ten kocurek z grzybicą. Nasmarowałam go Pimafucortem. Najwyżej nie pomoże, ale chyba nie zaszkodzi?
A potem:
Grubiutka jak kuleczka szaro-biała kicia wyszła mi na spotkanie

I po chwili.... zerknęła znęcona rybką do koszyka, a ja ją za tyłeczek popchnęłam i już! Kicia jest w bardzo zaawansowanej ciąży, albo ma bardzo liczne płody - taaaaka gruba.
Potem: tricolorowa piękność (tez w ciąży) uciekała przede mną, a innych kotek nie było w zasięgu oka.
Zawędrowałam do piwnic (otworzył mi portier).
A tam................. ja nie mogę. Taki czarny cztero-pięciomiesięczny maluch, bardzo chory. Myślę, że jedno oczko ma do wyjęcia... Nie pozwolił się złapać. Robilam podchody przez godzinę, ale: w piwnicy ciemno, pełno rur i tajemnych kocich przejść - nie dałam rady. Uważam, że nie może tam zostać - to pewna śmierć.
Ale zabrać go - nie mam teraz kasy na jego leczenie, zresztą - kto ode mnie weźmie jednookiego kotka?

Nie wiem co robić. Uśpić?
Były też dwie szare młode kotki, ale żadna nie pozwolila się dotknąć, niestety. Jeszcze nie są w ciąży.
Na rurach oddychał strasznie ciężko jakiś czarny kocur - nawet dobrze go nie widziałam, bo ciemność w tej części piwnicy była całkowita.
Spasowałam, wyszłam na powierzchnię.
A tam - podchody z rudą pięknością. I cud - weszła sama do kontenera i udało mi się ją zamknąć. Wpadła w szał - myślałam, że rozniesie transporter. Musiałam ją wypuścić - była tak rozeźlona, że bałam się wziąć ją do domu - mogłaby zaatakować psa. Zresztą - miałabym kłopot żeby jutro znowu zapakowac ją do kontenera...
Wezmę ją dopiero kiedy będę miała klatkę wystawową - nie może być "luzem", to zbyt ryzykowne.
Szkoda, że nie spotkałam tych koteczek co ostatnio, ale z drugiej strony to może dobrze, bo.......
Wracałam z tą kotunią złapaną autobusem do domu, tłok, i naraz kocia zaczęła sikać....... wszystko wyleciało bokiem koszyka - nie wiem jak to zrobiła

Miałam szczęście - pani, która stała obok mnie przyznała sie, że też ma kota i po prostu uśmiechnęła. Ale: nie wyobrażam sobie tej podróży w tłoku z dwoma kotkami. Ta i tak przez całą drogę miauczała.
To siusiu było pod takim ciśnieniem

, że pomyslałam, że jej wody płodowe odeszły

i przerażona pędziłam do domu. Na szczęście - to było tylko siku.
Co robi teraz kicia?
Śpi na tapczanie, na moich ciuchach

Zaufała mi całkowicie, leży i wykłada się do głasków. Już ją zastrongholdowałam.
Jest słodka, taka łagodna.....
Ja jej nie chcę wypuszczać!!!
Ja chcę żeby ona miała dom
Czy ktoś ja zechce?
Bo zostawiając ją u siebie na dłużej "blokuję" miejsce dla innych...
Co powinnam zrobić?
Co powinnam zrobić z tym małym czarnym kiciem z chorym okiem?
Mam wrażenie, że się do hurtowego ratowania kotów nie nadaję - za mientka jestem

Wszystkie chcę zabrać... I już nie wypuścić.