No, troszkę nas nie było ale i troszkę się działo.
Tośka ma się wybornie, niedługo miną dwa miesiące jej "członkostwa" w naszej rodzinie i ogromną radośc sprawia mi fakt, że kicia coraz bardziej sie przełamuje i nabiera odwagi (i charakterku

) - pcha się bezceremonialnie na kolana, skacze po meblach, chodzi krok w krok za nami i uczestniczy (czynnie!!!

) we wszystkim co robimy, tak jakby chciała powiedzieć "hej, ja też mam prawo brać pełny udział w życiu rodzinnym!" Najbardziej jednak cieszy mnie fakt , że Tosia wreszcze PCHA SIĘ W NOCY DO ŁÓŻKA!!!
Bardzo niecierpliwie tego wyczekiwałam, po paru próbach Tośki. które zakończyły się zleceniem z hukiem z łóżka (Tosia lubiała spać z brzegu, łóżko strasznie ciasne a mój TŻ piekelnie się wierci we śnie - wnioski nasuwają się same) myślałam, że kicia się zniechęci ale szczwana panna znalazła inny sposób - wchodzi na nas i centralnie wywala się nam na brzuchu albo klatce piersiowej - po prostu cudnie!! I te mruczanda na dobranoc (albo na pobudkę w środku nocy, jak kto woli

) - ach...!
No tyle o mojej Tośce, mam natomiast do podzielenia się inną wieścią.
W sobotę przedsylwestrową, gdy wyrzucałam śmieci z okienka piwnicznego na podwórku wyskoczył prosto na mnie młody kotek i dawaj, zaczął się miziać, mruczeć i zachęcać mnie do zabawy! Początkowo zgłupiałam trochę, bo go nigdy nie widziałam (z resztą żadnego kota piwnicznego u nas jeszcze nie widziałam) ale zaraz w te pędy do sąsiadki z pytaniem czy ona coś o nim wie. Okazało się, że widziała go już raz, że jest bardzo ufny i miziasty, co od razu nasunęło nam myśl, że jakiś "człowiek" pozbył sie kotka na Świeta...
Pobiegłam do zoologocznego po jedzonko i na wypytki, czy ktoś by nie chciał malucha? I tu wielka niespodzianka - pani powiedziała,że jej znajomy szuka kotka, że zna się na kotach, że ręczy za niego, że kotku będzie u niego dobrze itp. Zostawiłam swój telefon i pan parę godzin później do mnie zadzownił. Umówiliśmy się na wczoraj na odebranie kotka, więc rano poszłam na podwórko, zostawiłam jedzonko i co 15 minut kukałam przez okno, czy kiciek się pojawił. Długo nie czekałam i już po godzinie maluch siedział u mnie w kontenerku. Strasznie przy tyn płakał i bardzo się bał...Niestety okazało się, że pan nie mógł wczoraj przyjechać...Kotka nie mogłam zostawić u siebie ze względu na Tośke, wypuścić go nie chciałam bo bałam się, że będę miała trudności z jego złapaniem, więc po jednym telefonie kiciek wylądował na tymczasie u pani, od której adoptowałam Tosię. U niej został odrobaczony i odpchlony a dzisiaj zawożę go do jego nowego domku, który znajduje się poza Krakowem.
Kiciek jest śliczny, cały czarny z białym żabociekiem, widać, że bardzo zadbany, jestem pewna, że ktoś się go pozbył - pytałam sąsiadów, nikt nic o nim nie wiedział. Nie jestem pewna czy w piwnicy są jakieś koty - nigdy żadnego nie widziałam, z piwnic nie dobiega zapach moczu kociego, wydaje mi się, że są puste. Dla pewności zostawię dziś jedzenie obok okienka, zobaczymy czy zniknie.
Do piwnic nie mam dostępu, wynajmuję jedynie mieszkanie, więc nie mogę zgłosić się do administracji. Spytam sąsiadkę czy ma dostęp do piwnic, może ona coś zaradzi. Nie ma żadnego doświadczenia w dokarmianiu kotów i w ich łapaniu, nie wiem czy zrobiłam wszystko by kotku było dobrze, mam nadzieje, że tak..
Prosze doświadczonych, "forumowych" kociarzy o wyrozumiałość dla mnie i ewentualne rady.