Powiem wam jeszcze historię z życia Cześka, która miała miejsce jakiś miesiąc temu.
Jak juz chyba pisałam - Czesiek jest 10-letnim kotem wychodzącym na osiedlowe podwórko. Lubi sypiac pod krzakiem pod balkonem - lub w piwnicy lub schronie

Jako że zyje w ten sposób od 9 już lat - nie ma mowy, aby dłużej przetrzymac go w domu, gdyz okrótnie sie buntuje. Przestałam więc walczyć z ta jego tendencja do wychodzenia.
Czesiek na ogół melduje się w domu codziennie, przesypia kilka godzin obżera do nieprzytomności po czym domaga wyjścia. Czasami zdaża się że nie przychodzi 2 lub 3 dni - ale to już maksymalny max.
Ostatnio nie było go 4 dni i zaczęłam sie niepokoić. Przeszłam osiedla nawołując, zajrzałam do "jego" piwnicy i "jego" schronu - nic. Piątego dnia zadzwoniłam do schroniska - echo. Nie było takiego kota.
Znowu przeszłam osiedle, wołałam - i znowu nic.
Tego dnia wieczorem widziałam jednak świeżo po sterylce wypuszczona mame Kropki jak zaglądała do jednego okienka piwnicznego które dotychczas było zamknięte.
Następnego dnia (szósty już nieobecności) rano cos mnie tknęło i poszłam zawołać Cześka do tego okienka. I dobiegło mnie zachrypła i słabiutka odpowiedź "miauuu"... nogi sie mi ugięły! On tam był i nie mógł wyjść! Nie wiadomo czy nie jest ranny! A na pewno głodny i spragniony... Poleciałam do administarcji ustalić kto jest właścicielem tej piwnicy. Na szczęście nie zostałam olana i po pół gdzinie ustaliliśmy do jakiego mieszkania przydzielona jest piwnica. Poleciałam do tego mieszkania - okazało się ze jest tam... gabinet psychitaryczny. Otwierany od 9 - była 8.30 więc byłam dobrej mysli. Otworzyła mi starsza kobieta. I powiem wam - baaardzo musiałam uważac co mówię bo babka potraktowała mnie jak swoją pacjentkę i miałam wrażenie ze tłumacze jej że jestem Napoleonem
No ale historia zakończyła sie dobrze - przyniosłam Czaśka do domu, najadł się, napił po czym spał 3 dni.
Jak sie obudził - postanowił że dość siedzenia w domu i on chce wyjść. I tu niespodzianka - zaparłam się i nie wypuściłam.
I wiecie co? Siedzi w domu od miesiąca i jest coraz milzy, coraz więcej mruczy i się przytula, coraz mniej domaga się wyjścia. Owszem ma od czasu do czasu nawracające napady pt. "jaaaa chceeee wyjść!!!" ale udaję ze nie rozumiem i po chwili mu przechodzi
W dodatku załatwia się do kuwety
I akceptuje bliskie kontakty z pozostałą trójką
A Kropka to go nawet do zabawy zaczepia i on już-już i coś czuję ze zacznie się z nią bawić
Diagnoza mojej koleżanki: "Paulina-a a ty esteś pewna ze dobrego kota z tej piwnicy wyciągnęłaś??"...
