Braciszki na weekend do Lublina. Podróż do Lublina spędziły w wiklinowym koszu, z którego za wszelką cene starły sie wydostać. Nawet sie im to udało, bo chociaz koszyk był zabezpieczony to najpierw czarnuszek opuścił koszyk - o mało przyprawiając tym TŻa o zawał bo zauważył to stojąc na ruchliwym skrzyżowaniu.

Kotek został ręcznie namierzony i wyciągniąty spod siedzenia. Jednak cała drogę słychać było skargi i wieczka koszyka podskakiwały w górę. W druga strone chłopcy spali grzecznie w nowym transporterze.
Mój pokój bardzo przypadł im do gustu - istny raj z mnóstwem zakamarków i poziomów, coż za miła odmiana po pobycie w nieciekawej łazience. Pościelone łózko stało sie miejscem zabaw i odpoczynku, a nawet próbowano zrobic z niego kuwetę, ale ten pomysl nie spotkał sie ze zrozumieniem z mojej strony.
Maluchy biegały, dokazywały i czuły sie jak u siebie. Zostały pokazane Filipowi i Frankowi - które obwąchały i obsyczały swoje pomniejszone lustrzane odbicia. Braciszki nie bały się tych dwóch duzych futrzastych natomiast pies(nawet śpiący) wzbudził w nich panikę. Czarny futrzak oprócz syku dorzucił syk plujący na miare wielkiego węża i oddalił sie w pospiechu.
Główna rezydentka czyli Seniorita nie została powiadomiona o gościach i pomimo tego, iz nie widziała ich niedzielę spędziła (obrażona ??) za łózkiem w drugim pokoju.
Chłopcy sami przychodza do mnie na kolana, zaczepiają mnie i śpią przytuleni do siebie i do mnie.

Kto da dom takim cudom?? Czekamy
