W weekend starałam się Heidi zrobic zdjęcia
pierwsze podejście nie było złe, choć mała ma minę: Idź stąd! Zdjęcia z zaskoczenia.
Innegi dnia zabrałam małą śpiącą z łazienki i chciałam pofocić. Każdy inny kot posadzony siedzi, zaszepia sznurek od aparatu, bawi się zabawką jak mu przed nosem macham. Heidi dorobiła sią aparatofobii. Na aparat reaguje strachem, warczeniem. Z normalnego kota robi się kupka przerażenia. Po porannym foceniu dopiero wieczorem nie zwiewała na mój widok i dała się pogłaskać, zamruczała

Kilka fotek obrazujących sytuację.
tu była próba ustawieniu nastoliczku. Przyszedł wujek Budrys popatrzeć co robimy. Mina Heidi mówi sama za siebie...
Ale w nocy Heidi znów była sobą. Jak tylko sie położyłam przyszła do mnie, mruczała, przytulała się, chciała ciumkać. No słodyczka.
Rano zaświeciło słonko, nakarmiłam małą i delikatnie postawiłam na szafce. Dałam myszkę od zabawy i..........
Przyszedł Budrys, zaczął sie bawić. On się normalnie zachowuje, a mała przyklejona do szafki...
i na rączkach, wtula się i warczy...
Więcej jej zdjęć nie będę robic, mam nadzieję, że szybko wróci do siebie i mi znów zaufa też za dnia, nie tylko w nocy
