Jak już wcześniej pisałam- dokociliśmy się we wtorek. Dzień poprzedni Frodo spędził u weta na badaniach okresowych. Poza infekcją ucha(jakiś grzyb się przyplątał) nic mu nie dolegało. Więc we wtorek kierunek

schronisko. To samo, z którego jest Frodek. Dorosłych kotów może z 5, i jakieś 30 maluszków. Słodkie toto i kochane, ale twardo postanowiliśmy, że weźmiemy doroślaka. No i siedział sobie taki rudy Sebastian, z pięknymi złotymi oczyskami. Został oddany w ubiegły piątek, bo się państwo przeprowadzali. Dwa lata spędzone wspólnie widocznie nic nie znaczą... Ale przynajmniej oddali do schroniska zamiast przywiązać w lesie.
Wzięliśmy smutnego nieboraka, miał szczepienia, był odrobaczony i testowany negatywnie na FELV/FIV.
Krzyczał w drodze do domu, ale mamy to już przerobiobne z drugim Stworem, więc dało się wytrzymać.
O reakcji Froda na gościa możecie poczytać na mojej www, dziś mogę powiedzieć, że już na niego nie syczy.
Po przyjeżdzie okazało się, że z Yukonem(tak się będzie nazywał, na Sebastian nie było żadnej reakcji) przywędrował cały zwierzyniec. Najpierw odkryłam pchły. Potem świerzbowca w uszach. A potem przywitał mnie świeżo zwymiotowany tasiemiec.
Kicia nie je, wodę pije i jest osowiały. Do weta będę mogła pojechać w sobotę, David wyjechał więc nie mam samochodu na podorędziu. Będę dzwonić do rodzinki, może się uda od znajomego weta jakieś odrobaczacze załatwić i mi dowieźć. Na razie potraktowałam go spreyem na pchliska, już się nie drapie.
Martwię się o Froda, czy się paskudztwem nie zainfekuje- chociaż dostał Revolution we wtorek, a to podobno przeciwdziała wszystkim wymienionym pasożytom. Na razie sprawdzam mu futro i biegam za Yukonem w poszukiwaniu pasożytów. Dzwonię do weta, będę na bieżąco informować o sytuacji.