U mnie każdy zachowuje się inaczej:
1. Fidel dostaje obłędu jak wyciagam transporter. Wiadomo, że dla nie niego bo reszta "chodzi" w torbie. Włożenie go do środka graniczy z cudem, bo nagle wyrastają mu łapy ze wszystkich stron i chłopak dzielnie walczy. W drodze drze się tak jakby ktoś go ze skóry obdzierał. Drze się nadal po przyjściu do weta i wyjęciu. Od razu sierść robi mu się taka sucha i nastroszona. Usiłuje wchodzić mi na głowę, byle jak najdalej od oprawcy 

 Nigdy nie był agresywny ani w stosunku do mnie ani weta ale myślę, że to kwestia czasu 
 
2. Sasza ideał do niesienia. Siedzi spokojnie w torbie, wystawia sobie główkę i rozgląda się ciekawie. U weta dopóki jest oglądany też ok, no ale jak przychodzi do zastrzyku to wstępuje w niego lew. Syk wydobywa się aż z trzewi, przechodzi w gniewny pomruk aż do warczenia, szybki obrót i może uda się dziabnąć tego wstrętnego faceta w rękę. Po wszystkim siedzi cichutko w torbie z miną niewiniątką.
3. Emil. Ideał nie kot. grzecznie całą drogę w torbie, grzecznie w poczekalni, grzecznie na stole. Wystarczy, że położę mu rękę na głowie a wet może z nim robić co chce. Ostatnio, jak juz czekaliśmy na wpis do książeczki, wyszedł z torby i poszedł po stole strzelać baranki i ocierać się, słodko mrucząc do weta. 
