Jestem załamana

Homer czuje się znacznie gorzej, w dzień zachowuje się jakby był podtruty, zatacza się, w nocy ma ataki biegania do kuwety. Od 3 dni nie robił kupy, nic nie je. Wciskamy mu odżywkę dla kotów przez strzykawkę. Dziś zadzwoniliśmy do naszego nowego weterynarza - usłyszeliśmy od pani w recepcji, że lekarz nie ma dla nas czasu, nawet aby ustosunkować się co do działania tych leków. I jeśli jest źle, mamy jechać interwencyjnie do jakiegoś innego szpitala

Załamka, czy tylko my mamy takiego pecha, że nikt nie che nam pomóc? Pierwszy weterynarz do którego trafiliśmy twierdził, że kotu nie da się zrobić żadnych badań, drugi weterynarz kazał nam czekać 2 miesiące na amitryptylinie nie podając kotu nic przeciwbólowego i popełniając karygodne błędy w robieniu badań. Później jeszcze jedne panie w innej weterynarii były tak wystraszone, że prawie nic nie powiedziały widząc Homera. I teraz ten pan, który nawet nie chce nam poświęcić jednej minuty

Nawet nie wiem czy mam zmniejszyć dawki tych leków czy je odstawić. Co mamy robić? Jestem zrozpaczona. Myślę, że nikt nam nie pomoże i Homer umrze na naszych oczach
Teraz szukamy następnych wetwrynarzy, część nas zbywa słysząc przez telefon o co chodzi, część ma odległe terminy
