Wybaczcie brak jakiejkolwiek reakcji z mojej strony na Wasze posty, ale od soboty żyję w jakimś równoległym świecie. Garf był od rana w lecznicy u świetnej weterynarz, bo ja musiałam być w pracy. Jak po niego pojechałam pojawiła się krew w moczu, do tego strasznie krzyczał z bólu. Nie było innego wyjścia jak tylko jechać szybko na USG do kogokolwiek, kto USG umie zrobić i odczytać. W pęcherzu znaleźliśmy "coś". Doktor powiedział, że niestety może to być guz. Zapakowałam kota i na sygnale do kolejnej świetnej wet na wszycie cewnika. Nie było innej opcji. Szczęśliwie Agnieszka Kańska zadzwoniła do mnie po 10 minutach od mojego wyjścia, że cewnik wszyty, kot odsikany i z macania nie wychodzi jej, że ten twór jest nowotworem. Jest podejrzenie, że poprzednie cewniki doprowadziły do odleżyny, która się zapaskudziła i powstał ropień lub krwiak, który nam w sobotę pękł. Mogło to powodować ostatni brak sikania, bo Rudy nie mógł się napiąć, bo to coś ciągnęło i bolało. Jutro ponownie robimy morfologię, żeby zobaczyć jak się ma kreatynina, mocznik, leukocyty i pałeczkowate. Bo ten cewnik trzeba wyjąć jak najszybciej. Normalnie kwadratura koła

Poruszyłam niebo i ziemię, obdzwoniłam wszystkich znanych mi wetów i ludzi ze świata weterynarii, nikt nie wie jak ugryźć problem. Co osoba to inne pomysły, porady. Ale najważniejsze, że moje obie wetki, chociaż z różnych lecznic, są ze sobą zgodne i prowadzą mi kota razem, wspierając się swoją wiedzą i doświadczeniem.
A ja jestem strzępkiem nerwów.
Dla tych co posiadają FB:
z pozdrowieniami od Garfielda
https://www.facebook.com/10000183595201 ... 0/?theater