» Nie lip 05, 2015 18:26
Re: Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!
Bardzo dziękuję za wszystkie ciepłe odpowiedzi. Żeby tylko kotu wyszło na zdrowie:)
Kocina nigdy się nie wypróżniła podczas ataku. Ani nie oddała moczu. Zwykle było widać, że coś się święci, bo kładł się jak taka mała kurka: na brzuszku, łapki podwijał pod tułów, główkę trochę zwieszał. I czekał. Przy skurczu pewnie się ta gruda przepychała dalej i puszczało.
No-spy dałam najpierw odrobinkę - jedną ósmą, żeby sprawdzić czy nie jest uczulony. Sporo kotów podobno ma na drotawerynę alergię. U mnie to był trochę ryzyk-fizyk. Ale tonący brzytwy się chwyta. Jak nie zareagował źle po godzinie, to dałam ćwiartkę - 10 mg na 7 kg kota (tak jak efektywna dawka 80 mg na 70 kg człowieka:). A weterynarz, po pytaniu czy kot nie jest uczulony na no-spę:), pozwolił po pół tabletki (czyli po 20 mg) rano i wieczorem. Nospa działa rozkurczająco na mięśnie gładkie, ale również je rozleniwia. Spowalnia pasaż w jelitach, czyli tylko doraźne rozwiązanie. Gdyby brzuszek znowu napęczniał.
Jak do tej pory sprawdza się tylko nasz "sposób leczenia" czyli mało jedzenia na raz. I mało wody na raz. Mój kot popijał sobie wcześniej po parę minut jednorazowo. Kładł się przy misce i tak chłeptał:) Ale nie tak jak przy nerkach, tylko tak kontemplował:) I raz jak się tak nabąblował, to też po kilkunastu minutach nim wstrząsnęło.
Wpadliśmy na nowe tropy ostatnio. Wprawdzie nigdzie tych kłaków nie widać na zdjęciach, ale w kupce zawsze się trochę znajdzie. I kolejne "wagoniki":) połączone są czasem takimi kłaczkami. A dziadek nalegał, żeby koniecznie kotu jakiś olej podawać, żeby perystaltykę pobudzać. Gdzie olej, jak kot go strawi, a poza tym ma cholesterol na górnej granicy! Burza mózgów. Siemię lniane - sam przezroczysty kisielek z zalanej wrzątkiem łyżeczki ziarenek. I na przeczyszczenie (łagodnie), i na kłaki (podobno w pastach na odkłaczanie jest w składzie - nigdy takiej pasty nie próbowałam dawać), i na stan zapalny błony śluzowej żołądka i jelit jak znalazł. Wiem, że zaburza wchłanianie ważnych składników, ale w takich niewielkich ilościach - 4-5 ml, 1-2 x dziennie i przez niedługi czas krzywdy kuleczce nie zrobi:) I można między posiłkami przecież podać.
I jeszcze te poranne pawiki surowym mięsem mnie martwiły. Znalazłam informację, że poszerzony przełyk (pani anestezjolog zauważyła) jest właśnie przy zaburzeniach jego napięcia. Po prostu nie przesuwa jedzenia i wraca ono dość szybko nieprzetrawione. Czyli atonia jelit powraca jak bumerang. I oczywiście pasożyty. Muszę się jeszcze z naszą Najlepszą Panią Doktor, co o nas dbała jak o swoje, zanim wpadliśmy na brzuszek, skontaktować i pewnie wdrożymy leczenie przeciw pasożytom. Skłaniam się do homeopatii po historii Fionki. Ale atonia też do zwalczenia. Nie przepadam za farmakologicznymi rozwiązaniami. Dlatego, że również szkodzą i często organizm nie może się obyć bez leków. Ale zawsze trzeba wszystkiego się dowiedzieć o działaniu i interakcjach, zanim się samemu podejmie decyzję o wdrażaniu lub odstawianiu leku. Na przykład te przeciwpadaczkowe - podstępne bestie. Jeszcze sporo przed nami. Mam nadzieję, że najgorsze już za:)
Pozdrawiamy. Ja i Okruszek rozśpiewany:)