
Tam, gdzie dotarłam było wyjedzone do cna, jakieś ostatnie zmoczone chrupki i pozostałości mleka
Na małym dwie głodne mordki, bure z białym; na górce stawiło się chyba z dziesięć, bardzo głodne i warczące na siebie; do tego stopnia, że porywały kawałki puszkowego z tacki zanim wyłożyłam... I jeszcze jeden bardzo nieufny, chudy ale zjawiskowy przecudnej urody srebrzysty whiskasowy z jakby rudym noskiem... niestety coś mi wyglądał na pełnojajecznego

W okolicy "kozdrowicza" mokry śnieg po kostki i dużo kocich śladów, za to ludzkich prawie w ogóle - ale tu żadnego kota nie spotkałam
Przy domkach była starsza pani (o ile pamiętam ktoś pisał, że p.Ania)