Kastracja wolnozyjacego kocura

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon mar 05, 2012 15:38 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

Kot jest niedaleko Waszawy i nie ma problemu zeby go przetransportowac (chocbym go miala zaniesc ;) ), tylko nie wiem czy mi "przysluguje" kastracja w Koterii, nie jestem karmicielka, zeby nie pomysleli np ze to moj kot i chce go za darmo wykastrowac. Choc on nie wyglada jak moj kot :roll: , nie wyglada jak niczyj kot :|
Rodzice zreszta powiedzieli nawet ze zaplaca za kastracje.
Tylko kuszaca jest ta dwudniowa klatka, jesli chodzi o Koterie, z tym by bylo super.
Poza tym dla uspokojenia sumienia np moglibysmy wykastrowac go w Koterii i wplacic datek na fundacje, czy tak mozna?
Obrazek

lorraine

 
Posty: 5629
Od: Pt lis 14, 2003 16:33
Lokalizacja: Warszawa - Mokotów

Post » Wto mar 06, 2012 8:51 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

na pewno mozna
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Wto mar 06, 2012 9:12 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

lorraine - według mnie możesz skorzystać z Koterii (kotkiem się opiekujecie, karmicie ale nie mieszka z Wami) Właśnie ze względu na przechowanie kotka po zabiego pomyślałam w Twojej sytuacji o Koterii. Ja zanosiłąm kocura śmietnikowego, który jest zawsze tak nażarty i wygląda na takiego co mu dobrze, też się wstydziłam, że mi powiedzą, że cwaniara bo to pewnie mój - no ale to szczera prawda, nie wiem gdzie ten mój się żywi oprócz tego co ja mu zanoszę. Przyniosłam im puszki, saszetki w ramach podziękowania, kotka dodatkowo Koteria ogłosiła jako do adopcji (bo miziak niesamowity) na swojej stronie. Zadzwoń do nich i umów zabieg :ok:
Obrazek

AniaU

Avatar użytkownika
 
Posty: 537
Od: Czw wrz 30, 2010 11:32
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto mar 06, 2012 17:43 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

Bardzo dziekuje za wszystkie podpowiedzi i rady :)
Jutro zadzwonie do Koterii i bede probowala umowic kota na zabieg :)
Obrazek

lorraine

 
Posty: 5629
Od: Pt lis 14, 2003 16:33
Lokalizacja: Warszawa - Mokotów

Post » Śro mar 07, 2012 19:48 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

Trzy razy dzwonilam do Koterii i sie przekladalam :oops: :oops:
Ale mi glupio, bo nie dosc ze kot bedzie wykastrowany za darmo to jeszcze przekladam w te i nazad :oops:
U nas to trudna sytuacja bo TZ co bedzie robil za kierowce pracuje na nocki, potem spi w dzien i ciezko mi bylo wszystko dopasowac zebysmy my mogli pojechac z mokotowa do zalesia po kota, z zalesia na prage do Koterii i z pragi na mokotow i zeby to jeszcze nie bylo o godz 17 :wink: Potem za 2 dni znow z mokotowa na prage, potem do zalesia i z powrotem na mokotow ;)
No ale sie udalo, juz 14 marca pozbawimy kota jajek i moze przestanie przychodzic wciaz z nowymi ranami :roll:
Odbieramy go w piatek 16-ego i to jest idealnie bo w piatek prawdopodobnie mama bedzie tez u ojca na dzialce to w weekend jeszcze na niego popatrza czy wszystko z nim ok :)
Obrazek

lorraine

 
Posty: 5629
Od: Pt lis 14, 2003 16:33
Lokalizacja: Warszawa - Mokotów

Post » Czw mar 08, 2012 9:43 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

lorraine no to super, że udało się wszystko załatwić :ok:
Obrazek

AniaU

Avatar użytkownika
 
Posty: 537
Od: Czw wrz 30, 2010 11:32
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt mar 09, 2012 10:36 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

Poki co jeszcze niestety nie wszystko, teraz jeszcze pozostaje niepewnosc czy ten dran pojawi sie na dzialce w dzien kastracji zeby go mozna bylo zlapac ;)
Na pewno poprzedniego dnia dostanie mniejsza kolacje, albo wcale, zeby zwiekszyc szanse ze rano bedzie siedzial na parapecie zewnetrznym okna i zagladal czy juz michy daja ;)
Obrazek

lorraine

 
Posty: 5629
Od: Pt lis 14, 2003 16:33
Lokalizacja: Warszawa - Mokotów

Post » Pt mar 09, 2012 11:14 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

lorraine - ja zawsze (raptem 2 razy na razie) zawoziłam kocura dzień przed kastracją (Koteria nie zawsze mówi przez telefon, że tak można - dzień przed kastracją, wieczorem zawoże, wtedy oni nie dają mu już jeść i następnego dnia jest zabieg. I masz jakby dwa dni na złapanie kotka - dzień przed wieczorem lub następnego dnia rano. Też te dwa razy się martwiłam, że akurat łobuzy nie przyjdą ale na szczęście przychodziły :ok: . Jeśli ten Twój się nie pojawi no to trzeba dzwonić i przełożyć termin - tak może się zdarzyć.
Trzymam kciuki aby Wasz sierściuszek był w odpowiednim czasie na stanowisku :)
Obrazek

AniaU

Avatar użytkownika
 
Posty: 537
Od: Czw wrz 30, 2010 11:32
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt mar 09, 2012 15:48 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

Ja sie tak umowilam ze dzien przed kastracja go przywioze, w dzien zabiegu nijak nie zdaze, takze mam jedna szanse ;)
Teraz jest zly okres na to wszystko, i w Koterii kolejki i kocur ma wazniejsze sprawy na glowie, niestety (dla mnie!) pozna jesienia i w zime on sie tak nie tlukl a wtedy jakos tak zaczal regularnie przychodzic i nijak nie moglam przekonac rodzicow ze go trzeba wykastrowac, bo nie widzieli takiej potrzeby. Jakos tych przyszlych kociat nie mogli sobie zwizualizowac, on nie znaczyl i nie mialam od ktorej strony ich podejsc.
Dopiero jak teraz go zobaczylam z tymi ranami i zaczelam straszyc ze w koncu sie kot wykonczy bo mu sie cos w te rany wda to podzialalalo.
Musze przyznac ze bylam zaskoczona ich podejsciem, nie spodziewalabym sie, tak to wiedza o koniecznosci kastracji, mieli w domu kocurka wykastrowanego (ten znaczyl dla odmiany nawet po kastracji, nieczesto ale zdarzalo mu sie), teraz maja od niedawna kotke, ktora tez jest przeznaczona do sterylizacji i z tym problemu nie ma. Z tym dzikozyjacym ojciec najbardziej sie opieral, ze nie bo nie. Takie typowe meskie przywiazanie do jajek? ;)
Sie rozpisalam :roll: :oops:
Obrazek

lorraine

 
Posty: 5629
Od: Pt lis 14, 2003 16:33
Lokalizacja: Warszawa - Mokotów

Post » Wto mar 13, 2012 19:17 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

Kocur pojechal na sterylizacje :)
Przyszedl na sniadanie, tata go uwiezil, my go odebralismy i zawiezlismy.
Placze teraz w klatce, panie nawet dzwonily z Koterii zeby go do adopcji przeznaczyc, bo jest mily i przytulny, ale wg to nie jest dobry pomysl, bo on ma dokad wrocic, ma swoja ciepla i sucha budke, ma jeszcze inne kryjowki o ktorych nie wiemy, ale zime przetrwal bez klopotow, dostaje jesc od rodzicow i jeszcze na pewno od sasiadki, i niewykluczone ze jeszcze gdzies ma mete. Teren tam jest dobry dla kotow, spokojny, mala wies podwarszawska, 2 uliczki dojazdowe na krzyz, po ktorych sie jezdzi 15 km na godzine z obawy przez zgubieniem kola, daleko od szosy, a dzialka moich rodzicow z dwoch stron sasiaduje z polami, to moze tam sobie polowac, spac w krzakach i co tam mu sie jeszcze zachce.
To on ma dokad wrocic a do adopcji przeznaczyc jakiegos kota ktory ma duzo gorsze warunki mieszkaniowo-bytowe, np smietnik w miescie :(
Obrazek

lorraine

 
Posty: 5629
Od: Pt lis 14, 2003 16:33
Lokalizacja: Warszawa - Mokotów

Post » Śro mar 14, 2012 14:46 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

lorraine super, że udało się koteczka złapać we właściwym terminie :ok:
Co do adopcji - ja się ucieszyłam jak mojego śmietnikowego Felixa (miziaka) dały na FB do adopcji, niestety do tej pory nikt go nie chciał. Czasem bo teraz rzadziej go widuję ale jakby ktoś był nim zainteresowany to z chęcią bym go zawiozła do osoby, która dałaby mu taki prawdziwy dom:)
Fajnie, że ten "Twój" ma osoby, które się nim opiekują ale gdyby jakimś cudem ktoś zechciałby dać mu dom.... to może warto aby Koteria umieściła go na swojej stronie na FB jako do adopcji :)
Obrazek

AniaU

Avatar użytkownika
 
Posty: 537
Od: Czw wrz 30, 2010 11:32
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro mar 14, 2012 15:20 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

Gratuluję udanej akcji :piwa:

Z tą adopcją to nie jest sprawa łatwa do rozstrzygnięcia. W zasadzie zawsze to dla kota bezpieczniej i bardziej komfortowo mieć swój dom. Z drugiej strony... Gdyby miał zostać kotem wychodzącym, zmiana nie byłaby aż tak duża. A czy nadaje się na niewychodzącego? To chyba jeszcze trudno stwierdzić.

A może niech wróci do siebie i zobaczycie, jak zmienią mu się zwyczaje i charakter po kastracji? O adopcji zawsze jeszcze można potem pomyśleć... Gdyby sie okazało, że garnie sie coraz bardziej do ludzi, że pcha się do domu to może...?

Bo jednak nie da sie ukryć, że tzw. bezpieczna okolica nie jest gwarancją. Wystarczy np. jeden człowiek, któremu coś kiedyś strzeli do głowy... Widziałam już takie sytuacje, niby bezpieczna okolica, daleko od drogi, ludzie lubią koty, dokarmiają i nagle ileś kotów znika.
No i nawet mało ruchliwe drogi stanowią zagrożenie, koty wówczas nie uważają, u nas na osiedlu zdarzyło się nawet, że kot wszedł pod koło samochodu na parkingu - przejechali go ruszając właściciele sklepu, którzy go od dawna dokarmiali :( Ogólnie kot kompletnie nie ogarnia takich zgrożeń.
Ostatnio edytowano Śro mar 14, 2012 15:21 przez Agulas74, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek

Agulas74

Avatar użytkownika
 
Posty: 4566
Od: Pt maja 11, 2007 12:30
Lokalizacja: Tychy

Post » Śro mar 14, 2012 15:20 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

Dubel...
Obrazek

Agulas74

Avatar użytkownika
 
Posty: 4566
Od: Pt maja 11, 2007 12:30
Lokalizacja: Tychy

Post » Śro mar 14, 2012 16:30 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

Ja wiem ze nigdy nie ma "bezpiecznej" okolicy, sa tylko troche lepsze i troche gorsze okolice do zycia dla kota.
U ojca na dzialce mysle ze jest akurat ta troche lepsza.

Agulas - tak jak napisalas, gdyby mial zostac kotem wychodzacym, zmiana nie bylaby duza.
A czy takiego doroslego kocura ktory cale zycie spedzil zazywajac wolnosci dobrze by bylo zamknac np na 40 m2 bez dostepu do przestrzeni, zieleni, drzew, krzaczkow? Wcale nie mam przekonania, ze bylby szczesliwy.
Ja nie jestem zwolenniczka kotow wychodzacych, sama mam niewychodzace oczywiscie, ale tez nie jestem przekonana ze wyrywanie kotow z naturalnego dla nich srodowiska i uszczesliwianie na sile jest dobre.
Obrazek

lorraine

 
Posty: 5629
Od: Pt lis 14, 2003 16:33
Lokalizacja: Warszawa - Mokotów

Post » Śro mar 14, 2012 16:43 Re: Kastracja wolnozyjacego kocura

lorraine pisze: A czy takiego doroslego kocura ktory cale zycie spedzil zazywajac wolnosci dobrze by bylo zamknac np na 40 m2 bez dostepu do przestrzeni, zieleni, drzew, krzaczkow? Wcale nie mam przekonania, ze bylby szczesliwy.

No właśnie to trudno przewidzieć. Choć z moich doświadczeń wynika, że przeszłośc kota ma mniejsze znaczenie niż jego temperament. Moja kotka zabrana z działek np. stanowczo odmawia wychodzenia na zewnątrz, jej siostra też świetnie sie zadomowiła w mieszkaniu (niemniej na początku bała się zakmnietych przestrzeni, domagała się wychodzenia tylko po to, by sprawdzić, że wyjście jest - i wracała). Natomiast kocur urodzony i wychowany w mieszkaniu (rasowy) wychodzil bardzo chętnie, choć w pewnym momencie mu się odwidziało.

Trudno cokolwiek powiedzieć, póki nie opadną hormony po kastracji. Może się wtedy okazać, że kot żył na zewnątrz, bo nie miał wyboru, ale ciągnie go do domu. Albo... nie :wink:
Obrazek

Agulas74

Avatar użytkownika
 
Posty: 4566
Od: Pt maja 11, 2007 12:30
Lokalizacja: Tychy

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: dran, Google [Bot] i 84 gości