poruszyłyśmy niebo i ziemię i ... małe na razie bezpieczne. Zamelinowane w gabinecie wet już grzeją dupki i są leczone. Ale nie mogą tam zostać do końca świata, w dalszym ciągu potrzebny dla nich tymczas
nie obeszło się bez wojny z karmicielem, który jak przyszło co do czego - nie chciał kotek oddać. Dopiero jasne postawienie sprawy przez p. Agnieszkę, że za dwa trzy dni znajdzie tu trupki tych kotów i to będzie wyłącznie jego wina - dało efekt, że zgodził się na zabranie kotek. Zgoda obostrzona oczywiście na maksa, łącznie z tym, że on się nie zgadza na podawanie kotkom zastrzyków

nic to, nieważne, najważniejsze, że koteczki są w dobrych rękach.
Tylko jak wyciągnąć stamtąd jeszcze Dawidka i Edgara? i dokąd? jak złapać dziką matkę dziewczynek, która sieje miotami minimum dwa razy w roku i w dodatku od razu sprzedaje maluchom koci katar?
nie wiem, muszę się zastanowić...