czy "ratowac" za wszelka cene??

Kocie pogawędki

Moderator: Estraven

Post » Pon gru 05, 2011 16:02 Re: czy "ratowac" za wszelka cene??

Nie wiem, czy zauwazylas, ale w moim pierwszym poscie nie znajdziesz ZADNYCH konkretow, ZADNYCH - nie wymieniam nazw, ani imion. Napisalam, ze znana mi jest mi pewna sprawa i ta stala sie przyczynkiem do moich rozwazan w szerokim tego slowa rozumieniu. W drugim poscie pisze nawet o moich wlasnych zmaganiach z tym tematem. Wydaje mi sie, ze troche nazbyt impulsywnie podchodzisz do tresci postu (czyzbys ja znala osobiscie te sprawei identyfikujesz sie z nia? Na to wyglada.)

Wolalabym, bys wyrazala swoje opinie na temat istoty watku. Przyznalabym Ci racje, gdybym napisala o przypadku personalnie.

alysia

Avatar użytkownika
 
Posty: 2249
Od: Pt sie 17, 2007 21:56
Lokalizacja: W-wa/Holandia

Post » Pon gru 05, 2011 16:08 Re: czy "ratowac" za wszelka cene??

To jest zawsze bardzo trudna decyzja i zawsze musi być rozpartywana indywidualnie. A pomylić się niestety można, zarówno w jedną jak i w drugą stronę....

Jakby nie patrzeć, na pięć moich psów- dwóm praktycznie nikt nie dawał szans.....
kontakt telefoniczny: 786 116 007 Obrazek

Jeśli komuś coś zalegam (bazarek itp) proszę o kontakt- skleroza ;)

ulvhedinn

 
Posty: 4214
Od: Śro wrz 13, 2006 19:09
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon gru 05, 2011 16:16 Re: czy "ratowac" za wszelka cene??

alysia pisze:Nie wiem, czy zauwazylas, ale w moim pierwszym poscie nie znajdziesz ZADNYCH konkretow, ZADNYCH - nie wymieniam nazw, ani imion. Napisalam, ze znana mi jest mi pewna sprawa i ta stala sie przyczynkiem do moich rozwazan w szerokim tego slowa rozumieniu. W drugim poscie pisze nawet o moich wlasnych zmaganiach z tym tematem. Wydaje mi sie, ze troche nazbyt impulsywnie podchodzisz do tresci postu (czyzbys ja znala osobiscie te sprawei identyfikujesz sie z nia? Na to wyglada.)

Wolalabym, bys wyrazala swoje opinie na temat istoty watku. Przyznalabym Ci racje, gdybym napisala o przypadku personalnie.

Nie, napisałem, jak napisałem - nie znając sprawy. Ale opis wydaje mi się dość konkretny i - przede wszystkim dla najbardziej zainteresowanej osoby - rozpoznawalny (a pewnie, z pomocą wyszukiwarki, każdy mógłby go teraz odnaleźć - nie brakuje takich ciekawskich). I w takiej sytuacji, gdybym był na miejscu tamtej osoby, byłoby mi bardzo przykro, gdybym się dowiedział, że rozpatruje się zagadnienia etyczne pod wpływem mojej sprawy, moich decyzji, mojej tragedii.

Ale poza tym nie oceniałem Ciebie – napisałem tylko, że „na Twoim miejscu” edytowałbym tamten post.
ObrazekObrazek
______________________________________________________
Można skontaktować się ze mną poprzez wiadomość na stronie:
www.facebook.com/sztukamruczenia

VVu

 
Posty: 3758
Od: Pt maja 14, 2010 11:46

Post » Pon gru 05, 2011 16:28 Re: czy "ratowac" za wszelka cene??

VVu pisze:
alysia pisze:Nie wiem, czy zauwazylas, ale w moim pierwszym poscie nie znajdziesz ZADNYCH konkretow, ZADNYCH - nie wymieniam nazw, ani imion. Napisalam, ze znana mi jest mi pewna sprawa i ta stala sie przyczynkiem do moich rozwazan w szerokim tego slowa rozumieniu. W drugim poscie pisze nawet o moich wlasnych zmaganiach z tym tematem. Wydaje mi sie, ze troche nazbyt impulsywnie podchodzisz do tresci postu (czyzbys ja znala osobiscie te sprawei identyfikujesz sie z nia? Na to wyglada.)

Wolalabym, bys wyrazala swoje opinie na temat istoty watku. Przyznalabym Ci racje, gdybym napisala o przypadku personalnie.

Nie, napisałem, jak napisałem - nie znając sprawy. Ale opis wydaje mi się dość konkretny i - przede wszystkim dla najbardziej zainteresowanej osoby - rozpoznawalny (a pewnie, z pomocą wyszukiwarki, każdy mógłby go teraz odnaleźć - nie brakuje takich ciekawskich). I w takiej sytuacji, gdybym był na miejscu tamtej osoby, byłoby mi bardzo przykro, gdybym się dowiedział, że rozpatruje się zagadnienia etyczne pod wpływem mojej sprawy, moich decyzji, mojej tragedii.

Ale poza tym nie oceniałem Ciebie – napisałem tylko, że „na Twoim miejscu” edytowałbym tamten post.



No sprawa , o ktorej pisze jest bardzo anonimowa i moze dotyczyc kazdego miejsca w Polsce. Ja sie nie bawie w detektywow, jesli Ty masz doswiadczenia w takich sprawach - musisz sam wiedziec.

I dla pewnosci sytuacji - przytoczylam ja, tak jak i przypadek mojego kota, by poruszyc problem - moim zdaniem bardzo wazny . Nie po to bynajmniej , by kogos krytykowac - tak jak to sugerujesz. Wiem, ze temat jest malo przyjemny, bo przeciez nie dotyczy malych, uroczych, zdrowych pociesznych koteczkow, tylko trudnych sytacji. A te sytuacje zdarzaja sie czesciej , anizeli myslisz. I nie chodzi o to, by sie obrazac i stroic fochy, tylko konkretnie podejsc do tematu. I to jest celem tego watku. Jesli nie czujesz tego, to wolalabym, bys nie zabieral glosu, bo zabierasz glos nie w sprawie , bardzo stronniczo. Jesli nie czujesz sie na silach, by temat podjac, to prosze, bys nie rozwalal watku Twoimi uwagami. Realizuj sie na innych watkach.

alysia

Avatar użytkownika
 
Posty: 2249
Od: Pt sie 17, 2007 21:56
Lokalizacja: W-wa/Holandia

Post » Pon gru 05, 2011 16:41 Re: czy "ratowac" za wszelka cene??

alysia pisze:
VVu pisze:
alysia pisze:Nie wiem, czy zauwazylas, ale w moim pierwszym poscie nie znajdziesz ZADNYCH konkretow, ZADNYCH - nie wymieniam nazw, ani imion. Napisalam, ze znana mi jest mi pewna sprawa i ta stala sie przyczynkiem do moich rozwazan w szerokim tego slowa rozumieniu. W drugim poscie pisze nawet o moich wlasnych zmaganiach z tym tematem. Wydaje mi sie, ze troche nazbyt impulsywnie podchodzisz do tresci postu (czyzbys ja znala osobiscie te sprawei identyfikujesz sie z nia? Na to wyglada.)

Wolalabym, bys wyrazala swoje opinie na temat istoty watku. Przyznalabym Ci racje, gdybym napisala o przypadku personalnie.

Nie, napisałem, jak napisałem - nie znając sprawy. Ale opis wydaje mi się dość konkretny i - przede wszystkim dla najbardziej zainteresowanej osoby - rozpoznawalny (a pewnie, z pomocą wyszukiwarki, każdy mógłby go teraz odnaleźć - nie brakuje takich ciekawskich). I w takiej sytuacji, gdybym był na miejscu tamtej osoby, byłoby mi bardzo przykro, gdybym się dowiedział, że rozpatruje się zagadnienia etyczne pod wpływem mojej sprawy, moich decyzji, mojej tragedii.

Ale poza tym nie oceniałem Ciebie – napisałem tylko, że „na Twoim miejscu” edytowałbym tamten post.



No sprawa , o ktorej pisze jest bardzo anonimowa i moze dotyczyc kazdego miejsca w Polsce. Ja sie nie bawie w detektywow, jesli Ty masz doswiadczenia w takich sprawach - musisz sam wiedziec.

I dla pewnosci sytuacji - przytoczylam ja, tak jak i przypadek mojego kota, by poruszyc problem - moim zdaniem bardzo wazny . Nie po to bynajmniej , by kogos krytykowac - tak jak to sugerujesz. Wiem, ze temat jest malo przyjemny, bo przeciez nie dotyczy malych, uroczych, zdrowych pociesznych koteczkow, tylko trudnych sytacji. A te sytuacje zdarzaja sie czesciej , anizeli myslisz. I nie chodzi o to, by sie obrazac i stroic fochy, tylko konkretnie podejsc do tematu. I to jest celem tego watku. Jesli nie czujesz tego, to wolalabym, bys nie zabieral glosu, bo zabierasz glos nie w sprawie , bardzo stronniczo. Jesli nie czujesz sie na silach, by temat podjac, to prosze, bys nie rozwalal watku Twoimi uwagami. Realizuj sie na innych watkach.

Na czerwono zaznaczyłem wszystko, co, moim zdaniem, w Twojej ostatniej wypowiedzi świadczy o tym, że nie warto z Tobą w ogóle rozmawiać - bo zajmujesz się głównie obrażaniem rozmówców, insynuowaniem, przypisywaniem rozmówcom myśli i intencji. Świadczy to o tym, że nie masz kwalifikacji ani do moderacji, ani - moim zdaniem - do rozmowy w ogóle. Zatem z mojej strony EOT.

A na swoje kwalifikacje do rozmowy o etyce mam papiery. :mrgreen:
ObrazekObrazek
______________________________________________________
Można skontaktować się ze mną poprzez wiadomość na stronie:
www.facebook.com/sztukamruczenia

VVu

 
Posty: 3758
Od: Pt maja 14, 2010 11:46

Post » Pon gru 05, 2011 16:47 Re: czy "ratowac" za wszelka cene??

cieszy mnie, ze masz odpowiednie papiery i kwalifikacje, choc te jeszcze o niczym nie swiadcza. Zycze powodzenia na innych watkach.

alysia

Avatar użytkownika
 
Posty: 2249
Od: Pt sie 17, 2007 21:56
Lokalizacja: W-wa/Holandia

Post » Pon gru 05, 2011 17:04 Re: czy "ratowac" za wszelka cene??

alysia pisze:cieszy mnie, ze masz odpowiednie papiery i kwalifikacje, choc te jeszcze o niczym nie swiadcza. Zycze powodzenia na innych watkach.

W jakim sensie twój pierwszy post jest "anonimowy", skoro piszesz o warszawskim cmentarzu? 8O
Obrazek
UWAGA - Angalia to IKA 6 (na FB Krystyna Kowalska) nie wysyłajcie kotów!!!
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=117164

Zofia.Sasza

 
Posty: 15958
Od: Wto wrz 09, 2008 15:02
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon gru 05, 2011 18:48 Re: czy "ratowac" za wszelka cene??

KAŻDA taka decyzja jest bardzo trudna i często nie będziemy do końca wiedzieć, czy dobra - przecież nie możemy cofnąć się w czasie i spróbować jeszcze raz - inaczej, by sprawdzić.
My pożegnaliśmy dwa starsze już zwierzątka - kota i psa, za każdym razem pomagając im przejść za Tęczowy Most.
Z kotką sprawa była mniej konfliktowa - nastąpiła nagła ostra niewydolność nerek, wyniki fatalne i w zasadzie Mizia odeszła prawie sama - zasnęła już po wstępnym zastrzyku, tak była słaba... Z kolei nasza sunia miała zwyrodnienie kręgosłupa, niedowład tylnych nóg, ciągnęła je za sobą, także gryzła je wciąż do krwi piszcząc, chyba ją bolały lub miała innego rodzaju dyskomfort, rany nie goiły się, cuchnęły mimo leczenia. Jednocześnie witała nas, cieszyła się z głaskania, jadła, chciała się bawić. Był to ogromny dylemat - i chyba przeciągnęliśmy nieco sprawę, tak uważają nasi przyjaciele, którzy pod koniec już nie potrafili patrzeć na cierpienia pieska i wręcz prosili nas, byśmy pomogli psu odejść. Wet przyjechał do domu i dal Sabci ostatni zastrzyk, zasnęła łagodnie, głaskana do końca.
O obecnego pieska - też starszą sunię, imienniczkę starej Sabci, wziętą z DT, walczyliśmy zawzięcie i to z sukcesem. Trzy miesiące temu przeszła bardzo poważną operację nowotworu, losy ważyły się, bo guz był wielki, wrastał w narządy rodne i jamę brzuszną. Mogliśmy podjąć decyzję, albo o natychmiastowym uśpieniu, bo stan był poważny i szanse niezbyt wielkie lub zaryzykować zabieg, który narażał psa na cierpienie, a nas na dość wysokie koszty - i bez żadnej gwarancji. Ale udało się, pomimo, ze w czasie zabiegu straciła dużo krwi i prawie była po drugiej psiej stronie, to teraz Saba jest w znakomitej formie, nawet lepszej niż przed operacją. :) Ale gdyby nacierpiała się i w końcu i tak odeszła mielibyśmy pewnie żal do siebie (oczywiście nie o tę kasę, tylko o cierpienie psa).
Teraz moja córka wzięła przez Forum starszego kota, schroniskowego rezydenta, jednak choć wymaga co nieco leczenia, to ma komfort życia i niech żyje i ma się dobrze jak najdłużej.

elabogacz

 
Posty: 27
Od: Sob lis 26, 2011 23:34

Post » Wto gru 06, 2011 10:30 Re: czy "ratowac" za wszelka cene??

alysia pisze:...I nie chodzi o to, by sie obrazac i stroic fochy, tylko konkretnie podejsc do tematu. I to jest celem tego watku...
Ja tego celu nie dostrzegam. Prawidłowa odpowiedź padła jako pierwsza:
->
Agn pisze:Alysia, każda taka sytuacja wymaga wyważonych decyzji. Wyczucia, wiedzy, znajomości kocich zachowań.
I za każdym razem odrębnego podejścia do każdego przypadku - tu nie ma schematów jak należy zawsze i pod każdym względem postąpić.


alysia pisze:Jest dokladnie tak jak piszesz. To sa bardzo trudne decyzje. Ja pisze o przypadkach ewidentnych, kiedy nawet weci nie maja watpliwosci: nie rokuja zadnych nadziei.
Niezwykle rzadkie przypadki. Ocena sytuacji wymaga rozważenia wielu czynników, które w każdym przypadku są odmienne.
->
Agn pisze:...Nie wzięłam do domu kota, który być może był do uratowania ale jego pielęgnacja wymagałaby ciągłego bezpośredniego kontaktu, a kot był dziki - podjęłam decyzję o eutanazji.
Pomimo teoretycznego istnienia nadziei, była to decyzja słuszna.

alysia pisze:Nie wiem, czy zauwazylas, ale w moim pierwszym poscie nie znajdziesz ZADNYCH konkretow, ZADNYCH - nie wymieniam nazw, ani imion....
Dlatego cel jego pozostaje niejasny. Nie istnieje uogólnienie. Nie ma prawdy generalnej i właściwego sposobu postępowania na każdą sytuację. Nie ma, bo:
->
ulvhedinn pisze:To jest zawsze bardzo trudna decyzja i zawsze musi być rozpartywana indywidualnie. A pomylić się niestety można, zarówno w jedną jak i w drugą stronę....

Jakby nie patrzeć, na pięć moich psów- dwóm praktycznie nikt nie dawał szans.....

Można co najwyżej pobić pianę przytaczając kolejne przykłady na uzasadnienie białego lub czarnego. Najczęściej ma się jednak do czynienia z mniej lub bardziej brudnym szarym. Brudny szary wymaga myślenia i decydowania na bieżąco i żadnego uniwersalnego sposobu postępowania się nie wymyśli. Warto sobie to uświadomić i nie tracić czasu na jałowe rozważania.

PcimOlki

 
Posty: 10931
Od: Nie wrz 16, 2007 14:12
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], Hana, kasiek1510, koszka i 63 gości