Avian właściwie wszystko już napisała. Kociak jakiś czas temu się ocknął, był nieprzytomny od godz. 17.
Niesamowite jest to, że w tej chwili, to wypełniony energią po brzegi, radosny, prześmieszny kociak, a jeszcze godzinkę temu leżał u mnie na kolanach, bez ruchu. A kiedy wiozłyśmy go do weta, bałyśmy się, że nie żyje.
Pierwszy atak tego czegoś, mały miał w środę u Avian, drugi u mnie - w nocy z niedzieli na poniedziałek, trzeci atak zaczął się dziś około godz. 16.30.
Ten dzisiejszy atak był najdłuższy, ale teraz kociak jest w znakomitej formie.
Zaczyna się to zawsze jakiś czas po jedzeniu (mleko dla kociąt i mokre RC oraz Animonda dla kociąt), najpierw mały się zatacza, potem leży, wymiotuje i biegunkuje, a potem traci przytomność. Po kilku godzinach ją odzyskuje i jest dosłownie - jak nowo narodzony. Ale też nie po każdym jedzeniu, to ma miejsce, bo przecież były "tylko" trzy napady w ciągu tygodnia, więc nie dzieje się to codziennie.
Do tego objawy neurologiczne - w trakcie kociak ma jakby sparaliżowane tylne nogi, piszę jakby, bo w tej chwili obie nóżki działają zupełnie poprawnie, czyli też jest to odwracalne.
Ki diabeł?

Boję się, że go coś boli i w ogóle się boję.
edit: Jeszcze jedno, ja miewałam kociaki w różnym wieku, ale ten maluch jest zdecydowanie hiperaktywny, też tak jakoś chorobowo, może to ma związek z tymi atakami, nie wiem.